- Że co, do… awwww! - wrzasnęłam na cały
dom. - Kto rozsiewa takie cholerne plotki.
- Nie denerwuj się tak - uspokajał mnie Armin, ale coś mu to nie wychodziło.
Alexy siedział obok mnie na kanapie i głaskał po plecach w geście pocieszenia.
- Boże. Jak ktoś mógł takie coś powiedzieć. Wiecie kto to wymyślił? - pytam się chłopaków, a oni przecząco kręcą głową.
- Nie, ale mam dla ciebie jeszcze gorszą wiadomość. Louis nawet nie zaprzeczył - w tej chwili ogarnęła mnie jeszcze większa furia.
- Zabije go i osobę która to wymyśliła. Przecież ja nigdy bym nie uprawiała seksu w szkole, w męskim kiblu. Zacznijmy od tego, że ja jestem jeszcze dziewicą - wypaliłam przez zaciśnięte zęby. - Zabije go jak nic, skoro nie zaprzeczył.
Biorę telefon do ręki i karteczkę z telefonem Jasmin, by poprosić ją aby przyszła później niż zazwyczaj. Wstukuję numer i kobieta odbiera po piątym sygnale.
- Hej Su, właśnie miałam do ciebie dzwonić - mów łagodnym głosem, natomiast ja próbuję opanować furię, która we mnie narasta.
- Rozumiem. Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś przyjechać pod wieczór? Mam coś do załatwienia z moim chłopakiem - mówię spokojnie, choć wiem że na mojej twarzy widnieje gniew.
- To świetnie, właśnie w tej sprawie miałam dzwonić. Nie mogę do ciebie obecnie wpaść. Potrzebują mnie tutaj w szpitalu - mówi po czym dodaje. - Będę około osiemnastej i obiecaj mi się nie przemęczać. Twoje naderwane mięśnie jeszcze się nie zrosły tak jak powinny.
- Obiecuję - po czym rozłączam się i odkładam telefon na stolik. - Chłopcy macie zadanie bojowe. Możecie mnie zawieźć do Louis’ a?
- Jasne - odpowiada Armin i bierze swoje kluczki z stolika.
Po pół godzinnej jeździe Audi SQ5 TDI byliśmy pod domem mojego chłopaka. Wyszłam z auta bez kul i podbiegłam do drzwi waląc w nie. Nie śpieszył się i otworzył je, dopiero jak chłopcy znaleźli się koło mnie. Wparowałam do środka nawet nie czekając na zaproszenie.
- Co ty sobie do cholery myślisz?! - krzyknęłam na niego.
- O co ci chodzi?
- O to że nie zaprzeczyłeś! Jak mogłeś nie zaprzeczyć? - pytam łamiącym się głosem.
Zbliżył się do mnie i musnął moje ucho swoimi ustami szeptając takie słowa: „Prędzej czy później i tak będziemy się kochać, więc co za różnica”. Odepchnęłam go z całych sił a chwilę potem zarobił prawego sierpowego od Armina. Byłam pod wrażeniem. Skąd on znał taki cios skoro cały czas siedzi przy grach?, pomyślałam.
- Jeśli ją skrzywdzisz, jeśli ją tkniesz bez jej pozwolenia rozwalę ci ten łeb! Zrozumiałeś? - Louis skinął tylko głową na słowa Armina.
Ogólnie zastanawiałam się czy ci, co podają się za moich przyjaciół faktycznie nimi są. Armin i Alexy właśnie udowodnili że tak.
Następnego ranka postanowiłam pójść do szkoły, aby wszystkim pokazać że ta plotka nie robi na mnie żadnego wrażenia i przeciwstawić się osobie która ją rozpuściła. Ubrałam się w mój ulubiony T-shirt i jeansy, i zeszłam na dół. Agata siedziała przy kuchennym stole. Prawdopodobnie Iris powiedziała jej o plotce.
- Witaj, kochanie. Chciałam z tobą o czymś porozmawiać - powiedziała wpatrując się we mnie z troską.
- To kłamstwo wymyślone przez kogoś kto mnie nie lubi albo nienawidzi - opowiedziałam, bo dobrze wiedziałam co będzie tematem rozmowy.
- Su jeśli to zrobiliście powinnaś mi o tym powiedzieć - mówi a ja mam ochotę na nią nakrzyczeć.
- Nie wierzysz mi? - pytam.
- Oczywiście że ci wierzę. Przepraszam - spoglądam na nią i wiem że mówi te słowa szczerze.
Po godzinie od rozmowy z ciocią Agatą jestem już w na dziedzińcu i myślę kto mógł rozsiać te kłamstwa po szkole. Ale nikt rozsądny nie przychodzi mi do głowy.
- Nad czym rozmyślasz płaska desko? - odwróciłam się do Kastiela, wpatrywał się we mnie.
- Podejrzewam, że dobrze wiesz nad czym - odpowiedziałam.
- Tak. Ale wiem, że ta plotka jest fałszywa. Większość naszej klasy to wie. Więc nie przejmuj się tym zbytnio, wszystko się ułoży - potargał mnie po włosach i pocałował w czoło.
- Czemu to mówisz? Myślałam, że jesteś buntownikiem i że wszystkich nienawidzisz, no może oprócz Lysandra - powiedziałam a ten szczerze się uśmiechnął.
- To prawda, jestem buntownikiem, ale nie nienawidzę ciebie, jesteś moją przyjaciółką. Dlatego zawsze będę ci wierzył bez względu na to co się wydarzy - powiedział po czym sobie poszedł.
Kastiel jest naprawdę dziwny, ciekawe czy go kiedyś zrozumiem - tak jak odzyskam pamięć. Pomimo tego że jest gburem to go lubię. Zastanawiam się tylko dlaczego mówi na mnie „płaska deska”, przecież wcale nie jestem aż płaska. Westchnęłam głośno i wstałam z ławki. Pomaszerowałam prosto do budynku a tam zobaczyłam Nataniela. Szybko przemaszerowałam obok niego i skręciłam w stronę schodów. Po pocałunku, gdy oddał mi aparat po ojcu nie odezwał się do mnie, ani na mnie nie spojrzał. Teraz sobie tak myślę - może go czymś uraziłam? Dochodząc pod klasę zauważyłam Alexy’ego i Armina. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się promiennie, tak jak oni do mnie. Przytuliłam się najpierw do jednego z braci a potem do drugiego. Przegadaliśmy całą przerwę i pożegnaliśmy się w chwili gdy zadzwonił dzwonek. Miałam teraz trzy lekcje matematyki, ehh… pan Simon jest strasznie wymagający. Mam wrażenie że tylko mi zadaje tak trudne pytania. A przecież ja mam, według Rosalii, same jedynki. Ehhh… co ten nauczyciel sobie myśli, mam dość tej szkoły. W ogóle po co ona jest? Na ostatniej lekcji matematyki nasz wychowawca poprosił mnie i Nataniela abyśmy wyszli na korytarz. Mieliśmy tam na niego czekać, gdyż najpierw musiał zadać coś reszcie klasy do robienia. Po chwili do nas dołączył.
- Po szkole rozniosła się dziwna plotka - przerwał na chwile i wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. - Chce wiedzieć czy jest prawdziwa.
Jego wzrok wędrował ode mnie do Nataniela. Ciekawiło mnie to, co myśli o mnie. Wiem że nigdy nie byłam święta i na pewno nigdy nie będę, ale jego postawa kogoś mi przypomina, przez co mam ochotę się przed nim skulić pomimo tego, że nic nie zrobiłam.
- To kłamstwo - powiedziałam. - Wielkie kłamstwo.
- No dobrze - odparł. - Nataniel chcesz nam coś powiedzieć?
Nataniel… Nie, on nie mógłby czegoś takiego wymyślić, nie on. W duchu proszę cię zaprzecz. Powiedz że to nie ty, no powiedz a nie milcz.
***
Mój wychowawca oskarżał o to mnie. O tą durną plotkę. To chyba oczywiste że nigdy bym czegoś takiego nie powiedział. Su przez to musiała wrócić do szkoły pomimo że nie powinna. Ta idiotka po prostu zignorowała zalecenia lekarza. A jednak miała teraz taką minę jakby zaraz miała się popłakać, za to mój nauczyciel taką jakby chciał mnie zabić.
- Oczywiście że to nie ja to rozpowiedziałem - rzekłem ze złością i sarkazmem. - Nigdy nie zamierzałem skrzywdzić Su i nigdy tego nie zrobię, pomimo tego co będzie się działo.
„Za bardzo ją kocham” - to chciałem jeszcze dodać - powiedzieć, ale ten durny układ mi nie pozwalał. Chciałem aby wszystko było tak jak wcześniej, przed wypadkiem, ale wiem że to nie możliwe. Su już nigdy nie będzie taka sama i być może że już mnie nie pokocha. Odwróciłem się od nich i wyszedłem ze szkoły.
***
Nataniel wyszedł z budynku, wiedziałam to. Spojrzałam gniewnie na wychowawcę.
- Jest pan zadowolony? - spytałam się z ironią, po czym pobiegłam za Natem.
Gdy wybiegłam na dziedziniec wzrokiem szukałam jego auta. Było tu, co znaczyło że nie opuścił terenu szkoły. Podeszłam do jego powozu. Siedział za kierownicą trzymając na niej głowę. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.
- Wyjdź stąd - mruknął pod nosem. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Nie mów tak - szepnęłam kładąc mu dłoń na ramieniu, strącił ją. - Wiesz że nie uwierzyłabym w to, że to ty to powiedziałeś.
- A jednak miałaś taką minę jakbyś we mnie wątpiła, jakbyś naprawdę uwierzyła w to że mógłby coś takiego powiedzieć. Wyglądałaś tak jakbyś miała się za chwile popłakać - powiedział nadal trzymając głowę na kierownicy. - To mnie zraniło i to bardzo. I jeszcze ten nasz wychowawca, oskarżył mnie ot tak.
- Nataniel…
- Wyjdź stąd! - krzyknął na mnie.
Otworzyłam drzwiczki samochodu i wyszłam z pojazdu, ale nie zamknęłam drzwi tylko nachyliłam się aby mu coś powiedzieć.
- Nataniel, kocham cię - powiedziałam a on odwrócił się w moją stronę ze szeroko otwartymi oczami. - Jesteś dla mnie jak brat i nie chce cię stracić, nigdy nie będę tego chciała.
Zamknęłam drzwi i poszłam na bieżnię, która znajduje się za szkołą. Mam zakaz biegania, ale mam to gdzieś. Kocham biegać i czy to takie złe, że ignoruję zalecenia lekarzy? Oczywiście że nie! Ustawiłam się na miejscu startu, policzyłam do trzech i ruszyłam. Przebiegłam najpierw jedno kółko potem następne i jeszcze jedne, że przestałam liczyć dopiero przy piętnastym. Noga bolała mnie coraz bardziej ale ja na serio miałam to gdzieś.
- „Biegać każdy może, jeden lepiej, drugi trochę gorzej” - zaśpiewałam.
Śpiewałam to w kółko aż ból jakimś cudem zniknął.
- Panno Susette! Co ty robisz?! - to był głos mojego nauczyciela wychowania fizycznego, zatrzymałam się.
***
Powiedziała że mnie kocha… jak brata. Cholera… czemu akurat tak? Czy pokochałaby mnie inaczej gdybym wyznał jej to co do niej czuję? Czy chciałaby być znów razem ze mną czy wybrałaby Louisa? Su… do cholery co ja mam teraz zrobić? Nie mogę ci nic powiedzieć, nie mogę! Czuję się taki bezradny! Wysiadłem z auta i poszedłem ją poszukać. Gówno mnie obchodzi że złamię umowę między mną, Iris i Rosalią. Ten „zakład” jest dziecinny. Najważniejsza jest miłość, moja miłość do niej. Wiem że ona mnie kocha, po prostu to czuję. Nie poddam się tak łatwo, będę o nią walczył. Gdy dochodzę do bieżni - bo gdzie indziej mogła by się udać - widzę jak rozmawia z nią nasz nauczyciel od wf-u. Widzę że Su dostaje ochrzan i uśmiecham się na to. Nic na to nie poradzę, cieszy mnie to, ale zbieram się w sobie i biegnę do nich. Gdy jestem przy nich chwytam ją za rękę i porywam, dosłownie. Słyszę jej śmiech, ten cudowny śmiech za który oddałbym wszystko. Obracam się i akurat w tym momencie walę w słup a ona śmieje się jeszcze głośniej, dołączam do niej.
- Nic ci nie jest? - pyta z troską i szerokim uśmiechem. - Czy mam ci pomóc wstać?
- Nie - kręcę głową. - Możesz mnie jedynie ucałować tam gdzie boli.
- A gdzie cię boli? - spytała z chichotem w głosie.
- Tu - wskazuję środek czoła.
Nachyla się i całuje mnie w miejsc, które wskazałem. Następnie w nos - choć jej o to nie prosiłem i w usta. Ten w usta zdecydowanie był najlepszy. Wstaje i ona też.
- Teraz jesteśmy kwita - mówi chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę parku.
Zaprowadziła mnie do fontanny. W zimę weszliśmy do niej i ślizgaliśmy się.
- Su… co ty robisz? - spytałem śmiejąc się, bo ta wariatka właśnie do niej wchodziła.
- A na co ci to wygląda? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Su zaczęła chlapać i to na dodatek na mnie. Co za… Robi wielkie oczy gdy do niej dołączam. Zaczyna uciekać a ja, jak to ja, gonię ją. Dziewczyna w fontannie nie zwraca uwagi na otoczenie, ale ja widzę jak ludzie na nas patrzą… i mówiąc szczerze podoba mi się to.
***
Do domu wróciłam późno, przez co dostałam ochrzan od Iris i Agaty. Wypytywały o wszystko, dosłownie. I właśnie dlatego nie chciałam powiedzieć że ten dzień spędziłam z Nataniel, pozwalając mu się porwać. Nie chciałam aby się na mnie gniewał lub smucił i to na dodatek przeze mnie, tylko dlatego że w niego przez chwile zwątpiłam a on to zobaczył . Zwątpiłam w Nataniela i to jest mój błąd. On nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Po wejściu do pokoju od razu poszłam spać. Gdy wstaję jest 7.55. Lekcje rozpoczynają się za 5 minut i to na dodatek z naszym wychowawcą. Z wielką niechęcią wstaje z łóżka i idę do łazienki aby się umyć. Po piętnastu minutach jestem gotowa do wyjścia... Iris dostanie ode mnie ochrzan że mnie nie obudziła. Co za wyrodna kuzynka. Biorę torbę i wychodzę zamykając dom na klucz. Przed domem widzę zaparkowane auto. Nie wydaje mi się aby należało do kogoś z nas lub naszych sąsiadów. Postanawiam więc iść dalej i w szkole znajduje się dopiero w pół do dziewiątej. Siadam pod klasą w której mam mieć następną lekcje biologii. W sumie mogłam dzisiaj nie przychodzić do szkoły wszyscy by pomyśleli że znowuż mam jakieś problemy z tą przeklętą nogą, ale od wczoraj ani razu mnie nie zabolała i mam nadzieje że już nigdy mnie nie zaboli. Wyjmuje jeden z zeszytów i wylatuje z niego złożona karteczka, prosto na moje kolana. Biorę ją do ręki i rozkładam. Jest na niej cytat " Zobaczyć osobę, którą się kocha, choćby na krótko, jest już szczęściem.*" Uśmiecham się na te słowa i czytam dalej to co zostało na niej napisane. "No proszę, proszę ktoś w końcu przeczytał to co mu poleciłam", "Oczywiście! ", "Cieszę się że cię mam", "A ciebie co na takie wyznania?", "A co? Nie wolno mi ich powiedzieć?", "Wolno, wolno." Składam liści i z powrotem chowam go w zeszycie. To na pewno nie była rozmowa między mną a Louisem. On nigdy nie czyta książek a wiem to, bo nie ma żadnej w swoim domu.
- Widzę że nie tylko ja się spóźniłem - podnoszę wzrok i widzę Nata, zamieram.
Podnoszę szybko z ziemi swoje cztery litery i staje naprzeciw niego.
- Co ci się stało? - pytam dotykając rany na jego policzku, krzywi się.
- To nic takiego. Spadłem ze schodów - odpowiada.
- Kłamca, kogo ty chcesz oszukać co? Powiedz mi prawdę. Co ci się stało? - w swoim głosie usłyszałam błaganie.
Nataniel westchnął, potargał mnie z czułością po głowie i powtórzył swoje słowa że spadł ze schodów. Przejechałam delikatnie kciukiem po ranie. Nie była głęboka i na pewno nie była zrobiona za pomocą noża czy czymś podobnym, przynajmniej o tyle dobrze. Przybliżyłam usta do jego zranionego policzka i pocałowałam to miejsce. Usłyszałam warknięcie i szybko odskoczyłam od Nataniela. Spojrzałam się na osobę która nam się przyglądała i była to Mili. Nienawidziłam jej, mówiąc szczerze nawet nie wiedziałam czemu i właśnie dlatego nazywałam Melanie Mili, nie lubi jak jej wrogowie właśnie tak ją nazywają a my chyba byłyśmy największymi wrogami dla siebie. I mówiąc szczerze zrobiłam coś chyba głupiego… co wcale nie było głupie, bo pocałowałam Nata a ten przyciągnął mnie bliżej, o wiele za blisko. Tak że między nami nawet powietrze by się nie zmieściło. Czy jeśli teraz powiem, że jest mi cudownie i nie mam ochoty tego przerywać ,to będzie coś złego? Nie… to nie będzie nic złego, bo jak on - ON - może być przyczyną tego zła. Nawet nie zauważyłam kiedy sobie poszła Melanie. To było coś innego niż wczoraj, można powiedzieć że coś magicznego… boże czy tak nie gadają w kimś konkretnym zakochane dziewczyny? Przez resztę dnia unikałam jego wzroku, przecież ja mam Louisa. Nie powinnam była go całować, ale te uczucie nie chce mnie opuścić. To że…
- No proszę! Kogo my tu mamy! Pannę puszczalską - usłyszałam szyderczy głos Melanie, zignorowałam ją i szłam dalej. - Wiesz że to ja rozpowiedziałam to że się puszczasz na lewo i prawo z Louisem.
Stanęłam, ta dziewczyna napyta sobie biedy. Odwracam się i podchodzę do tej żmii.
- Nataniel nie jest twój i ciekawe co na to powie Louis że się z nim całowałaś - nie wytrzymałam i spoliczkowałam ją.
Oddała mi, trafiając mnie tak że zbolała mnie szczęka. Spojrzałam na nią, miała uśmiech na twarzy i poprawiała sobie dwa pierścionki, które miała na palcach. Dotknęłam dłonią policzka, bolał. Całe szczęście że nie wyczułam nic lepkiego pod palcami.
- Pożałujesz tego - powiedziałam i odeszłam.
Wychodząc ze szkoły nie patrzałam gdzie idę i walnęłam w Kastiela.
- Mogła byś patrzeć… - przerwał. - Co ci się stało w twarz?
- Nic… Mógłbyś podrzucić mnie do domu? - spytałam.
- Ta, ale jestem na motorze. Nie wiem czy takim grzecznym dziewczynką wypada jeździć na tak niebezpiecznych maszynach - powiedziała z żartobliwym tonem, a moja odpowiedz zabrzmiałam z pełnią jadu.
- Zamknij się ruda małpo.
- Ktoś jest w nie humorze? Dostałaś okresu czy co? No dobra chodź - pomógł mi wstać i wsiedliśmy na motor po czym ruszyliśmy. Dotarliśmy do domu, ale niestety nie mojego. Zawiózł mnie do siebie.
- Czemu mnie tu przywiozłeś? - spytałam.
- Wątpię czy twoja ciocia będzie zadowolona że się biłaś. Najpierw zrobię ci makeup a potem odwiozę do domu - zgodziłam się, Agata nie była by zadowolona, że kogoś uderzyłam.
Wchodząc do jego mieszkania poczułam woń tytoniów, ale to co tu zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach.
* Cytat z „Wielkie Nadzieje” Charlesa Dickensa
- Nie denerwuj się tak - uspokajał mnie Armin, ale coś mu to nie wychodziło.
Alexy siedział obok mnie na kanapie i głaskał po plecach w geście pocieszenia.
- Boże. Jak ktoś mógł takie coś powiedzieć. Wiecie kto to wymyślił? - pytam się chłopaków, a oni przecząco kręcą głową.
- Nie, ale mam dla ciebie jeszcze gorszą wiadomość. Louis nawet nie zaprzeczył - w tej chwili ogarnęła mnie jeszcze większa furia.
- Zabije go i osobę która to wymyśliła. Przecież ja nigdy bym nie uprawiała seksu w szkole, w męskim kiblu. Zacznijmy od tego, że ja jestem jeszcze dziewicą - wypaliłam przez zaciśnięte zęby. - Zabije go jak nic, skoro nie zaprzeczył.
Biorę telefon do ręki i karteczkę z telefonem Jasmin, by poprosić ją aby przyszła później niż zazwyczaj. Wstukuję numer i kobieta odbiera po piątym sygnale.
- Hej Su, właśnie miałam do ciebie dzwonić - mów łagodnym głosem, natomiast ja próbuję opanować furię, która we mnie narasta.
- Rozumiem. Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś przyjechać pod wieczór? Mam coś do załatwienia z moim chłopakiem - mówię spokojnie, choć wiem że na mojej twarzy widnieje gniew.
- To świetnie, właśnie w tej sprawie miałam dzwonić. Nie mogę do ciebie obecnie wpaść. Potrzebują mnie tutaj w szpitalu - mówi po czym dodaje. - Będę około osiemnastej i obiecaj mi się nie przemęczać. Twoje naderwane mięśnie jeszcze się nie zrosły tak jak powinny.
- Obiecuję - po czym rozłączam się i odkładam telefon na stolik. - Chłopcy macie zadanie bojowe. Możecie mnie zawieźć do Louis’ a?
- Jasne - odpowiada Armin i bierze swoje kluczki z stolika.
Po pół godzinnej jeździe Audi SQ5 TDI byliśmy pod domem mojego chłopaka. Wyszłam z auta bez kul i podbiegłam do drzwi waląc w nie. Nie śpieszył się i otworzył je, dopiero jak chłopcy znaleźli się koło mnie. Wparowałam do środka nawet nie czekając na zaproszenie.
- Co ty sobie do cholery myślisz?! - krzyknęłam na niego.
- O co ci chodzi?
- O to że nie zaprzeczyłeś! Jak mogłeś nie zaprzeczyć? - pytam łamiącym się głosem.
Zbliżył się do mnie i musnął moje ucho swoimi ustami szeptając takie słowa: „Prędzej czy później i tak będziemy się kochać, więc co za różnica”. Odepchnęłam go z całych sił a chwilę potem zarobił prawego sierpowego od Armina. Byłam pod wrażeniem. Skąd on znał taki cios skoro cały czas siedzi przy grach?, pomyślałam.
- Jeśli ją skrzywdzisz, jeśli ją tkniesz bez jej pozwolenia rozwalę ci ten łeb! Zrozumiałeś? - Louis skinął tylko głową na słowa Armina.
Ogólnie zastanawiałam się czy ci, co podają się za moich przyjaciół faktycznie nimi są. Armin i Alexy właśnie udowodnili że tak.
Następnego ranka postanowiłam pójść do szkoły, aby wszystkim pokazać że ta plotka nie robi na mnie żadnego wrażenia i przeciwstawić się osobie która ją rozpuściła. Ubrałam się w mój ulubiony T-shirt i jeansy, i zeszłam na dół. Agata siedziała przy kuchennym stole. Prawdopodobnie Iris powiedziała jej o plotce.
- Witaj, kochanie. Chciałam z tobą o czymś porozmawiać - powiedziała wpatrując się we mnie z troską.
- To kłamstwo wymyślone przez kogoś kto mnie nie lubi albo nienawidzi - opowiedziałam, bo dobrze wiedziałam co będzie tematem rozmowy.
- Su jeśli to zrobiliście powinnaś mi o tym powiedzieć - mówi a ja mam ochotę na nią nakrzyczeć.
- Nie wierzysz mi? - pytam.
- Oczywiście że ci wierzę. Przepraszam - spoglądam na nią i wiem że mówi te słowa szczerze.
Po godzinie od rozmowy z ciocią Agatą jestem już w na dziedzińcu i myślę kto mógł rozsiać te kłamstwa po szkole. Ale nikt rozsądny nie przychodzi mi do głowy.
- Nad czym rozmyślasz płaska desko? - odwróciłam się do Kastiela, wpatrywał się we mnie.
- Podejrzewam, że dobrze wiesz nad czym - odpowiedziałam.
- Tak. Ale wiem, że ta plotka jest fałszywa. Większość naszej klasy to wie. Więc nie przejmuj się tym zbytnio, wszystko się ułoży - potargał mnie po włosach i pocałował w czoło.
- Czemu to mówisz? Myślałam, że jesteś buntownikiem i że wszystkich nienawidzisz, no może oprócz Lysandra - powiedziałam a ten szczerze się uśmiechnął.
- To prawda, jestem buntownikiem, ale nie nienawidzę ciebie, jesteś moją przyjaciółką. Dlatego zawsze będę ci wierzył bez względu na to co się wydarzy - powiedział po czym sobie poszedł.
Kastiel jest naprawdę dziwny, ciekawe czy go kiedyś zrozumiem - tak jak odzyskam pamięć. Pomimo tego że jest gburem to go lubię. Zastanawiam się tylko dlaczego mówi na mnie „płaska deska”, przecież wcale nie jestem aż płaska. Westchnęłam głośno i wstałam z ławki. Pomaszerowałam prosto do budynku a tam zobaczyłam Nataniela. Szybko przemaszerowałam obok niego i skręciłam w stronę schodów. Po pocałunku, gdy oddał mi aparat po ojcu nie odezwał się do mnie, ani na mnie nie spojrzał. Teraz sobie tak myślę - może go czymś uraziłam? Dochodząc pod klasę zauważyłam Alexy’ego i Armina. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się promiennie, tak jak oni do mnie. Przytuliłam się najpierw do jednego z braci a potem do drugiego. Przegadaliśmy całą przerwę i pożegnaliśmy się w chwili gdy zadzwonił dzwonek. Miałam teraz trzy lekcje matematyki, ehh… pan Simon jest strasznie wymagający. Mam wrażenie że tylko mi zadaje tak trudne pytania. A przecież ja mam, według Rosalii, same jedynki. Ehhh… co ten nauczyciel sobie myśli, mam dość tej szkoły. W ogóle po co ona jest? Na ostatniej lekcji matematyki nasz wychowawca poprosił mnie i Nataniela abyśmy wyszli na korytarz. Mieliśmy tam na niego czekać, gdyż najpierw musiał zadać coś reszcie klasy do robienia. Po chwili do nas dołączył.
- Po szkole rozniosła się dziwna plotka - przerwał na chwile i wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. - Chce wiedzieć czy jest prawdziwa.
Jego wzrok wędrował ode mnie do Nataniela. Ciekawiło mnie to, co myśli o mnie. Wiem że nigdy nie byłam święta i na pewno nigdy nie będę, ale jego postawa kogoś mi przypomina, przez co mam ochotę się przed nim skulić pomimo tego, że nic nie zrobiłam.
- To kłamstwo - powiedziałam. - Wielkie kłamstwo.
- No dobrze - odparł. - Nataniel chcesz nam coś powiedzieć?
Nataniel… Nie, on nie mógłby czegoś takiego wymyślić, nie on. W duchu proszę cię zaprzecz. Powiedz że to nie ty, no powiedz a nie milcz.
***
Mój wychowawca oskarżał o to mnie. O tą durną plotkę. To chyba oczywiste że nigdy bym czegoś takiego nie powiedział. Su przez to musiała wrócić do szkoły pomimo że nie powinna. Ta idiotka po prostu zignorowała zalecenia lekarza. A jednak miała teraz taką minę jakby zaraz miała się popłakać, za to mój nauczyciel taką jakby chciał mnie zabić.
- Oczywiście że to nie ja to rozpowiedziałem - rzekłem ze złością i sarkazmem. - Nigdy nie zamierzałem skrzywdzić Su i nigdy tego nie zrobię, pomimo tego co będzie się działo.
„Za bardzo ją kocham” - to chciałem jeszcze dodać - powiedzieć, ale ten durny układ mi nie pozwalał. Chciałem aby wszystko było tak jak wcześniej, przed wypadkiem, ale wiem że to nie możliwe. Su już nigdy nie będzie taka sama i być może że już mnie nie pokocha. Odwróciłem się od nich i wyszedłem ze szkoły.
***
Nataniel wyszedł z budynku, wiedziałam to. Spojrzałam gniewnie na wychowawcę.
- Jest pan zadowolony? - spytałam się z ironią, po czym pobiegłam za Natem.
Gdy wybiegłam na dziedziniec wzrokiem szukałam jego auta. Było tu, co znaczyło że nie opuścił terenu szkoły. Podeszłam do jego powozu. Siedział za kierownicą trzymając na niej głowę. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.
- Wyjdź stąd - mruknął pod nosem. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Nie mów tak - szepnęłam kładąc mu dłoń na ramieniu, strącił ją. - Wiesz że nie uwierzyłabym w to, że to ty to powiedziałeś.
- A jednak miałaś taką minę jakbyś we mnie wątpiła, jakbyś naprawdę uwierzyła w to że mógłby coś takiego powiedzieć. Wyglądałaś tak jakbyś miała się za chwile popłakać - powiedział nadal trzymając głowę na kierownicy. - To mnie zraniło i to bardzo. I jeszcze ten nasz wychowawca, oskarżył mnie ot tak.
- Nataniel…
- Wyjdź stąd! - krzyknął na mnie.
Otworzyłam drzwiczki samochodu i wyszłam z pojazdu, ale nie zamknęłam drzwi tylko nachyliłam się aby mu coś powiedzieć.
- Nataniel, kocham cię - powiedziałam a on odwrócił się w moją stronę ze szeroko otwartymi oczami. - Jesteś dla mnie jak brat i nie chce cię stracić, nigdy nie będę tego chciała.
Zamknęłam drzwi i poszłam na bieżnię, która znajduje się za szkołą. Mam zakaz biegania, ale mam to gdzieś. Kocham biegać i czy to takie złe, że ignoruję zalecenia lekarzy? Oczywiście że nie! Ustawiłam się na miejscu startu, policzyłam do trzech i ruszyłam. Przebiegłam najpierw jedno kółko potem następne i jeszcze jedne, że przestałam liczyć dopiero przy piętnastym. Noga bolała mnie coraz bardziej ale ja na serio miałam to gdzieś.
- „Biegać każdy może, jeden lepiej, drugi trochę gorzej” - zaśpiewałam.
Śpiewałam to w kółko aż ból jakimś cudem zniknął.
- Panno Susette! Co ty robisz?! - to był głos mojego nauczyciela wychowania fizycznego, zatrzymałam się.
***
Powiedziała że mnie kocha… jak brata. Cholera… czemu akurat tak? Czy pokochałaby mnie inaczej gdybym wyznał jej to co do niej czuję? Czy chciałaby być znów razem ze mną czy wybrałaby Louisa? Su… do cholery co ja mam teraz zrobić? Nie mogę ci nic powiedzieć, nie mogę! Czuję się taki bezradny! Wysiadłem z auta i poszedłem ją poszukać. Gówno mnie obchodzi że złamię umowę między mną, Iris i Rosalią. Ten „zakład” jest dziecinny. Najważniejsza jest miłość, moja miłość do niej. Wiem że ona mnie kocha, po prostu to czuję. Nie poddam się tak łatwo, będę o nią walczył. Gdy dochodzę do bieżni - bo gdzie indziej mogła by się udać - widzę jak rozmawia z nią nasz nauczyciel od wf-u. Widzę że Su dostaje ochrzan i uśmiecham się na to. Nic na to nie poradzę, cieszy mnie to, ale zbieram się w sobie i biegnę do nich. Gdy jestem przy nich chwytam ją za rękę i porywam, dosłownie. Słyszę jej śmiech, ten cudowny śmiech za który oddałbym wszystko. Obracam się i akurat w tym momencie walę w słup a ona śmieje się jeszcze głośniej, dołączam do niej.
- Nic ci nie jest? - pyta z troską i szerokim uśmiechem. - Czy mam ci pomóc wstać?
- Nie - kręcę głową. - Możesz mnie jedynie ucałować tam gdzie boli.
- A gdzie cię boli? - spytała z chichotem w głosie.
- Tu - wskazuję środek czoła.
Nachyla się i całuje mnie w miejsc, które wskazałem. Następnie w nos - choć jej o to nie prosiłem i w usta. Ten w usta zdecydowanie był najlepszy. Wstaje i ona też.
- Teraz jesteśmy kwita - mówi chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę parku.
Zaprowadziła mnie do fontanny. W zimę weszliśmy do niej i ślizgaliśmy się.
- Su… co ty robisz? - spytałem śmiejąc się, bo ta wariatka właśnie do niej wchodziła.
- A na co ci to wygląda? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Su zaczęła chlapać i to na dodatek na mnie. Co za… Robi wielkie oczy gdy do niej dołączam. Zaczyna uciekać a ja, jak to ja, gonię ją. Dziewczyna w fontannie nie zwraca uwagi na otoczenie, ale ja widzę jak ludzie na nas patrzą… i mówiąc szczerze podoba mi się to.
***
Do domu wróciłam późno, przez co dostałam ochrzan od Iris i Agaty. Wypytywały o wszystko, dosłownie. I właśnie dlatego nie chciałam powiedzieć że ten dzień spędziłam z Nataniel, pozwalając mu się porwać. Nie chciałam aby się na mnie gniewał lub smucił i to na dodatek przeze mnie, tylko dlatego że w niego przez chwile zwątpiłam a on to zobaczył . Zwątpiłam w Nataniela i to jest mój błąd. On nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Po wejściu do pokoju od razu poszłam spać. Gdy wstaję jest 7.55. Lekcje rozpoczynają się za 5 minut i to na dodatek z naszym wychowawcą. Z wielką niechęcią wstaje z łóżka i idę do łazienki aby się umyć. Po piętnastu minutach jestem gotowa do wyjścia... Iris dostanie ode mnie ochrzan że mnie nie obudziła. Co za wyrodna kuzynka. Biorę torbę i wychodzę zamykając dom na klucz. Przed domem widzę zaparkowane auto. Nie wydaje mi się aby należało do kogoś z nas lub naszych sąsiadów. Postanawiam więc iść dalej i w szkole znajduje się dopiero w pół do dziewiątej. Siadam pod klasą w której mam mieć następną lekcje biologii. W sumie mogłam dzisiaj nie przychodzić do szkoły wszyscy by pomyśleli że znowuż mam jakieś problemy z tą przeklętą nogą, ale od wczoraj ani razu mnie nie zabolała i mam nadzieje że już nigdy mnie nie zaboli. Wyjmuje jeden z zeszytów i wylatuje z niego złożona karteczka, prosto na moje kolana. Biorę ją do ręki i rozkładam. Jest na niej cytat " Zobaczyć osobę, którą się kocha, choćby na krótko, jest już szczęściem.*" Uśmiecham się na te słowa i czytam dalej to co zostało na niej napisane. "No proszę, proszę ktoś w końcu przeczytał to co mu poleciłam", "Oczywiście! ", "Cieszę się że cię mam", "A ciebie co na takie wyznania?", "A co? Nie wolno mi ich powiedzieć?", "Wolno, wolno." Składam liści i z powrotem chowam go w zeszycie. To na pewno nie była rozmowa między mną a Louisem. On nigdy nie czyta książek a wiem to, bo nie ma żadnej w swoim domu.
- Widzę że nie tylko ja się spóźniłem - podnoszę wzrok i widzę Nata, zamieram.
Podnoszę szybko z ziemi swoje cztery litery i staje naprzeciw niego.
- Co ci się stało? - pytam dotykając rany na jego policzku, krzywi się.
- To nic takiego. Spadłem ze schodów - odpowiada.
- Kłamca, kogo ty chcesz oszukać co? Powiedz mi prawdę. Co ci się stało? - w swoim głosie usłyszałam błaganie.
Nataniel westchnął, potargał mnie z czułością po głowie i powtórzył swoje słowa że spadł ze schodów. Przejechałam delikatnie kciukiem po ranie. Nie była głęboka i na pewno nie była zrobiona za pomocą noża czy czymś podobnym, przynajmniej o tyle dobrze. Przybliżyłam usta do jego zranionego policzka i pocałowałam to miejsce. Usłyszałam warknięcie i szybko odskoczyłam od Nataniela. Spojrzałam się na osobę która nam się przyglądała i była to Mili. Nienawidziłam jej, mówiąc szczerze nawet nie wiedziałam czemu i właśnie dlatego nazywałam Melanie Mili, nie lubi jak jej wrogowie właśnie tak ją nazywają a my chyba byłyśmy największymi wrogami dla siebie. I mówiąc szczerze zrobiłam coś chyba głupiego… co wcale nie było głupie, bo pocałowałam Nata a ten przyciągnął mnie bliżej, o wiele za blisko. Tak że między nami nawet powietrze by się nie zmieściło. Czy jeśli teraz powiem, że jest mi cudownie i nie mam ochoty tego przerywać ,to będzie coś złego? Nie… to nie będzie nic złego, bo jak on - ON - może być przyczyną tego zła. Nawet nie zauważyłam kiedy sobie poszła Melanie. To było coś innego niż wczoraj, można powiedzieć że coś magicznego… boże czy tak nie gadają w kimś konkretnym zakochane dziewczyny? Przez resztę dnia unikałam jego wzroku, przecież ja mam Louisa. Nie powinnam była go całować, ale te uczucie nie chce mnie opuścić. To że…
- No proszę! Kogo my tu mamy! Pannę puszczalską - usłyszałam szyderczy głos Melanie, zignorowałam ją i szłam dalej. - Wiesz że to ja rozpowiedziałam to że się puszczasz na lewo i prawo z Louisem.
Stanęłam, ta dziewczyna napyta sobie biedy. Odwracam się i podchodzę do tej żmii.
- Nataniel nie jest twój i ciekawe co na to powie Louis że się z nim całowałaś - nie wytrzymałam i spoliczkowałam ją.
Oddała mi, trafiając mnie tak że zbolała mnie szczęka. Spojrzałam na nią, miała uśmiech na twarzy i poprawiała sobie dwa pierścionki, które miała na palcach. Dotknęłam dłonią policzka, bolał. Całe szczęście że nie wyczułam nic lepkiego pod palcami.
- Pożałujesz tego - powiedziałam i odeszłam.
Wychodząc ze szkoły nie patrzałam gdzie idę i walnęłam w Kastiela.
- Mogła byś patrzeć… - przerwał. - Co ci się stało w twarz?
- Nic… Mógłbyś podrzucić mnie do domu? - spytałam.
- Ta, ale jestem na motorze. Nie wiem czy takim grzecznym dziewczynką wypada jeździć na tak niebezpiecznych maszynach - powiedziała z żartobliwym tonem, a moja odpowiedz zabrzmiałam z pełnią jadu.
- Zamknij się ruda małpo.
- Ktoś jest w nie humorze? Dostałaś okresu czy co? No dobra chodź - pomógł mi wstać i wsiedliśmy na motor po czym ruszyliśmy. Dotarliśmy do domu, ale niestety nie mojego. Zawiózł mnie do siebie.
- Czemu mnie tu przywiozłeś? - spytałam.
- Wątpię czy twoja ciocia będzie zadowolona że się biłaś. Najpierw zrobię ci makeup a potem odwiozę do domu - zgodziłam się, Agata nie była by zadowolona, że kogoś uderzyłam.
Wchodząc do jego mieszkania poczułam woń tytoniów, ale to co tu zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach.
* Cytat z „Wielkie Nadzieje” Charlesa Dickensa
Fajne i cieszę się że w końcu napisałas :D ale jest tu sporo błędów językowych...
OdpowiedzUsuńOooo, dzięki za zwrócenie uwagi ♥ Postaram się ich nie popełnić ;)
UsuńA masz nast.rozdział? :D
UsuńNiestety jeszcze nie... dopiero jest w trakcie tworzenia :) Codziennie piszę po kilka zdań lub kilkadziesiąt... zależy. I być może będzie w listopadzie lub grudniu ;) , ale niczego nie obiecuję.
UsuńCzekamy :*
OdpowiedzUsuńOtanjōbi omedetō gozaimasu!~ ヽ(*≧ω≦)ノ
OdpowiedzUsuńPrzysięgam, nigdy nie przestanę rozpływać się nad każdym kolejnym rozdziałem - są takie urocze, umrę kiedyś przez Ciebie na cukrzycę, zobaczysz ;w; (lepiej zacznij inwestować w ładną trumnę dla mnie).
Zdecydowanie częściej powinnaś pisać z perspektywy Nataniela! (owszem, zaczynam się już powtarzać) :') I ten moment, kiedy biedak wszedł w słup - bezcenne, słowo daję, że oplułam ekran XD Przekomarzanie Su i Kastiela za każdym razem bawi mnie tak samo, uwielbiam je ♥
Ciekawe co tak przeraziło Su... Czyżby Kastiel hodował brudne skarpety na suficie? XD
Mnóstwo, mnóstwo weny! (nie pozwól nam czekać tyle czasu na następny rozdział - nie bierz ze mnie przykładu ;w;)