Dzień po przebudzeniu numer 17. Siedzę w szpitalu prawie
trzy tygodnie. Poprosiłam panią Agatę a raczej ciocię aby przyniosła mi coś na
czym będę mogła pisać. Lekarz mówił żebym zapisywałam gdzieś swoje wszystkie
przemyślenia i te inne, ale teraz to ja gram. Diagnozę jaką mi postawili to
utrata pamięci długotrwałej, kilka złamań i pęknięta czaszka, ale na szczęście
nie trzeba było operować, bo pęknięcie czaszki nie było głębokie ani wielkie.
Najgłupsze jest to że jak się wszystkich pisemnie pytam ile byłam w śpiączce farmakologicznej
to nikt mi nie chce odpowiedzieć. To mnie naprawdę wkurza. Poza tym wszyscy
którzy przychodzą mnie odwiedzić pytają się czy ich pamiętam, ale skąd ja mam
to do cholery wiedzieć, przecież utrata pamięci długotrwałej powinna mówić sama
za siebie, ehhh... Głupio jest nie pamiętać jakim się było, kto jest
przyjacielem a kto wrogiem, w kim byliśmy naprawdę zakochani albo czy
przeżyliśmy jakiś przelotny romans. Ktoś zapukał do drzwi więc wyłączyłam grę i
zamknęłam laptopa. Na pukanie do drzwi odpowiedziałam klaśnięciem i do sali
wetknęła głowę moja pielęgniarka.
- Dzień dobry Susette, jak się dzisiaj czujesz? - spytała Lila, mierząc mi ciśnienie. - Ehh, znowuż masz za duże ciśnienie, zaraz podam ci tabletki które, miejmy nadzieje je obniży.
Wyszła a po chwili wróciła z różnymi tabletkami i kubkiem wody. Wzięłam od niej leki i popiłam je. Patrzała na mnie i czekała, aż w końcu się odezwała.
-Powiesz coś, cokolwiek? - spytała się pielęgniarka a ja tylko pokręciłam głową po czym ona wyszła.
Lekarze myślą że nie mówię po tym wypadku i ciągle robią mi jakieś badania, ale ja po prostu nie chcę nic mówić. Odzywam się jedynie wtedy gdy jestem sama na sali. Poza tym każdy normalny człowiek uważałby mnie za wariatkę gdyby to wiedział. Przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Mam przekichane na max’ a .Odkąd się obudziłam zadaję sobie pytanie czemu to mnie spotkało. Zamykam oczy mając nadzieje że uda mi się zasnąć, ale sen nie chce do mnie przyjść. Po omacku szukam telefonu a gdy nie udaje mi się go znaleźć z frustracją odkrywam się i siadam poczym żałuję że to zrobiłam. Głowa zaczyna mnie boleć a ten ból jest nie do zniesienia. Biorę telefon z stoika, szafy czy co tam to jest i sprawdzam godzinę. Czternasta trzydzieści pięć. Za chwile pojawią się tu moi znajomi, tak przynajmniej myślę że to moi znajomi, pewności nie mam. Zamykam oczy i rozmyślam nad moim dzisiejszym snem, aby zając się czymś do póki oni nie przyjdą. Ze snu pamiętam jedynie tyle że jakiś chłopak się topił, gdzieś blisko jakiejś polany, a ja chciałam go uratować, ale nie mogłam. Jakaś niewidzialna ściana lub bariera mi to nie umożliwiała. Najpierw był to mały chłopczyk, potem stał się nastolatkiem a na koniec dorosłym mężczyzną. Nie widziałam jego twarzy i nie mogłam odgadnąć jaki ma kolor włosów, ale w świetle księżyca wydawał się biały.
- Witaj Su! Jak się dzisiaj czujesz? - usłyszałam uradowany męski głos, jeśli dobrze pamiętam należał do jednego z bliźniaków. Nic nie mówiąc, wzruszam tylko ramionami otwierając przy tym oczy. - Nadal nie chcesz się do nikogo odezwać?
Chcę się odezwać, ale jakoś nie mam odwagi nie wiem czemu. Biorę głęboki i wpatruję się w różowe oczy Alexy’ a. Ciekawe czy takie ma od urodzenia czy nie.
- Różowy kolor oczu masz od zawsze? Czy to jakaś sztuczka? - zadałam cicho pytanie a Alexy popatrzał się na mnie i uśmiechnął szeroko. Było widać że kamień spadł mu serca gdy się odezwałam.
- Soczewki kontaktowe zmieniające barwę oczu. Naprawdę mam niebieskie oczy - odpowiedział i mnie przytulił. - Nawet nie wiesz jak się cieszę że w końcu się odezwałaś.
- Bracie nie przytulaj jej, ponieważ ja miałem ją pierwszy przytulić - o framugę drzwi opierał się Armin i uśmiechał się a Alexy zaczął się śmiać.
- Jesteś zazdrosny? - spytał się po czym mnie puścił.
- Nie. Zresztą jak się dzisiaj czujesz? - popatrzał się na mnie i jego uśmiech trochę zbladł, ciekawe czy czeka aż się odezwę. - No nic w ta…
- Czuję się wyśmienicie, jedynie trochę głowa mnie boli, ale to pewnie przez to że mam wysokie ciśnienie - odpowiedziałam i jestem usatysfakcjonowana, bo na jego twarzy pojawił się szok.
- Czy ty przed chwilą się odezwałaś czy tylko mi się zdawało? - nie spuszczał ze mnie oczu i cały czas mi się przyglądał.
- A jak myślisz, to chyba oczywiste że to ja się odezwałam. Przecież żaden z was nie ma kobiecego głosu - stwierdziłam po czym zadałam pytanie. - Gdzie jest reszta?
- Na dole, pielęgniarka nie pozwoliła nam wejść większą grupą - rzek Alexy, tak nie może być, ehh.
- Pomóżcie mi wstać, zejdziemy do nich - powiedziałam po czym obróciłam się w stronę Alexy’ ego że teraz moje nogi zwisały prawie bezwładnie, nie mam w nich dużo siły.
- Na pewno chcesz to zrobić, przecież nie dawno ściągnęli ci gips z nogi? - spytał się Armin, ale gdy popatrzał na mnie przez dłuższą chwilę kiwną tylko głową że się zgadza.
Chłopacy pomogli mi wstać, wzięli mnie pod rękę z jednej i drugiej strony, i pokierowali w stronę drzwi od sali. Pierwszy raz wychodzę z tej pomieszczenia o własnych prawie że siłach, choć lekko kuśtykam. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu pielęgniarka od razu naskoczyła na chłopaków że nie powinni mnie w ogóle ruszać ani wyprowadzać z sali.
- Niech pani przestanie. To ja zadecydowałam żeby wyjść z tego zimnego pokoju, poza tym chcę się zobaczyć od razu ze wszystkimi. Więc tak czy siak pójdę się z nimi zobaczyć, z pozwolenie czy bez niego - kobieta popatrzała się na mnie takim wzrokiem jakbym była wariatką, ale bez słowa przyprowadziła mi wózek na którym mogłam usiąść.
Odetchnęłam z ulgą gdy na niego siadłam, moje nogi strasznie mnie bolą. Schyliłam się aby pomasować sobie odrobinę kostki a potem kolana. Chłopacy nie zwracając na mnie uwagi rozmawiali ze sobą gdy dotarliśmy do windy. Armin nacisnął guzik i czekaliśmy aż winda zjedzie z czternastego piętra na nasze, czyli na ósme. Głowa nie dawałam mi spokoju, ból coraz bardziej narastał. Sięgnęłam ręką do tyłu i położyłam na dłoni Alexy’ a. Schylił się do mnie.
- Co jest? - spytał się z troską w oczach.
- Masz jakieś tabletki przeciwbólowe? Strasznie mnie głowa boli - odparłam.
- Niestety nie, ale pewnie któraś z dziewczyn będzie miała, albo twoja ciocia - rzekł.
- Pewnie tak - zgodziłam się z nim.
Winda w końcu zatrzymała się na naszym piętrze i weszliśmy do niej gdy tylko drzwi się otworzyły. Gdy znaleźliśmy się w środku i gdy tylko winda ruszyła poczułam że tracę wzrok, wszystko zaczęło mi się przed oczami rozmywać. Wiem że zdążyłam powiedzieć imię jednego z braci, przynajmniej tak mi się wydawało, a następnie zalała mnie wala ciemności.
- Chyba się budzi - usłyszałam łagodny szept Agaty.
Gdy tylko uniosłam powieki zauważyłam że koło mnie jest jakieś zbiorowisko. Ciocia Agata stała najbliżej mnie trzymając za rękę i głaszcząc po włosach.
- Jak się czujesz słoneczko? – powiedziała z troską w głosie i się do mnie uśmiechała.
Zastanawiałam się czy mam odpowiedzieć tak jak miałam w zwyczaju czyli po przez kiwnięcie czy po prostu powiedzieć. Spojrzałam na salę szukając Alexy’ ego i gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały kiwnął głową i bezgłośnie powiedział „powiedz” więc tak też zrobiłam.
- W porządku, ale chce mi się spać i to bardzo – odpowiedziałam i się promiennie uśmiechnęłam, głowa nadal mnie bolała.
- Dobrze w takim razie cię zostawimy, dobranoc – szepnęła Agata całując mnie w włosy.
Poczekałam aż wszyscy wyjdą i dopiero wtedy poszłam spać. Zamykam oczy i odpływam.
Otwieram powoli oczy i widzę że praktycznie przespałam cały dzień, i chyba kawałek nocy. Obracam się na bok i zamieram w bezruchu. Na moim szpitalnym łóżku znajduje się głowa jakiegoś chłopaka. Ma zamknięte oczy i wygląda tak słodko. Ciekawi mnie kim on jest. Nagle przez sen chwyta mnie za rękę i coś cicho mamrocze. Delikatnie kładę mu drugą dłoń na blond włosach i zachwycam się ich miękkością. Leniwie podnosi swoje powieki i patrzy na mnie, uśmiecham się.
- Cześć - mówię cicho, bo widzę że drzwi od mojego pokoju są otwarte.
- Cześć Su - odszeptuje mi. - Jak się czujesz?
- Dobrze - rzekłam po czym ostrożnie siadam a on się prostuje.
Chłopak wstaje i podchodzi do drzwi żeby je zamknąć po czym wraca do mnie i siada na swoje miejsce. To mnie trochę przeraża.
- Nie bój się mnie królewno, nic ci nie zrobię - mówi dotykając ostrożnie mojego policzka, ma takie delikatne dłonie.
W głowie mam jedno słowo wypowiedziane przez niego. Królewno... królewno... coś mi to mówi ale nie wiem co. Z mojego gardła wydobywa się jakieś imię.
- Nataniel - szepczę z suchością w gardle.
Chłopak patrzy na mnie zdziwiony a potem szeroko się uśmiecha.
- Tak? - odpowiada wesoły i myślę sobie skąd ja je znam.
- Nie znam cię - mówię i widzę że jego wesołość znika z twarzy, czyżby myślał że może go pamiętam. Szczerze chciałabym pamiętać wszystko. - Ale mam wrażenie że znam twój dotyk.
- Dobrze że chociaż tak mnie pamiętasz. Powiem ci coś - bierze głęboki oddech. - Jestem twoim przyjacielem i zawsze, ale to zawsze cię wspierałem. Ocierałem łzy, opatrywałem rany i inne takie. Więc to że mój dotyk nie jest ci obcy cieszy mnie no i również to że pamiętasz moje imię.
Całuje mnie delikatnie w czoło a potem szybko w usta. Patrzę na niego zdziwiona a ten się przebiegle uśmiecha. Czy my jesteśmy naprawdę przyjaciółmi? Biorę poduszkę i rzucam w niego. Ten robi unik i znowuż się nachyla całując mnie ponownie tym razem dłużej. Początkowo nic nie robię, ale po chwili oddaję te pocałunki i obejmuję go za szyję. Cofa się.
- Cholera, nie możemy się całować - mówi do siebie, a ja czuję jak moje policzki robią się szkarłatne oraz uświadamiam sobie że dałam się pocałować facetowi którego prawie nie znam. - Chyba lepiej będzie jak pójdę stąd i to jak najszybciej. Przepraszam cię za to - głaszcze mnie po policzku i wstaje, chwytam go bez zastanowienia.
- Nie musisz, przecież nic się nie stało Nat - mówię nie puszczają go za rękę.
- Ale może jak tu dłużej zostanę - ściskam go mocniej za dłoń, jest pierwszą osobą do której odezwałam się bez zastanowienia. - Su nie mogę tu dłużej zostać, mam szkołę i chcę się wyspać. Poza tym jutro pewnie odwiedzi cię Louis. Twój chłopak - podczas gdy wypowiedział te słowa zauważyłam ból na jego twarzy.
- Dobrze, ale przyjdź do mnie jutro ze wszystkimi - puszczam go i mam wrażenie że upuszczam klucz do mojej przeszłości.
- Nie mogę, nie pozwolą mi ponieważ oni uważają że to przeze mnie się tu znajdujesz, w tym stanie - głos ma smutny, bierze swój płaszcz zarzucając go na plecy i zmierza do drzwi chwytając za klamkę.
- A tak jest? - bo jakoś w to nie wierzę, dopowiadam w myślach.
- Nie wiem, ale osobiście uważam że nie. Tak samo jak Alexy, Lysander i twoja ciocia to oni mnie przekonali że to nie jest moja wina oraz dobranoc, królewno - pociąga za klamkę i wychodzi zamykając za sobą drzwi.
- Dobranoc - mówię za nim choć i tak wiem że mnie już nie usłyszy.
Nie spałam już reszty nocy. Myślałam o chłopaku z nocy, o Natanielu, o moim kluczu do mojej historii. Wiem że nim jest. Tylko jego imię wypowiedziałam zanim sam mi się przedstawił. Biorę swój telefon i sprawdzam listę kontaktów, nie ma go tam. Wybieram numer Alexy' ego. Odbiera za piątym sygnałem.
- Wyrzucili mnie z klasy, ale mów o co chodzi Su. Coś cię martwi? - głos ma wypełniony troską. - A tak poza tym dobrze się czujesz po wczorajszym omdleniu.
- Tak. O wiele lepiej. Mam do ciebie kilka pytań i małą prośbę - mówię.
- Okay. Strzelaj - odpowiada niebieskowłosy przyjaciel.
- Czy Louis to mój chłopak? - chłopak po drugiej stronie westchnął.
- Tak jest twoim chłopakiem - mówi i mam wrażenie że nie jest z tego powodu zadowolony, jakby nim odrobinę gardził.
- Czemu pamiętam tylko jedne imię? I to na dodatek chłopaka, Nataniela - zadaję kolejne pytanie i słyszę westchnienie ulgi, pewnie myśli że coś sobie przypominam.
- Za chwilę u ciebie będę wtedy pogadamy. Czekaj na mnie - mówi po czym się rozłącza, no i nie zdążyłam go po prosić o pewną przysługę.
Czekam i czekam, i czekam a go wciąż nie ma. Biorę telefon i jeszcze raz przeszukuje spis kontaktów. Wstukuję Nataniel do szybkiego wybierania i nic, nie ma go tam, ale czemu? I przypominają mi się jego słowa. Oni nie chcą aby się ze mną widywał. Uważają że to jego wina. Strasznie trudno mi w to uwierzyć. Znam tego człowieka dopiero od kilku godzin a już wiem że mogę mu bezgranicznie zaufać. Po chwili moje rozmyślenia przerywa Alexy, jest zdyszany.
- Cześć, możemy teraz pogadać ile masz ochotę - siada na moim łóżku szpitalnym.
Przed nim nie muszę mieć żadnych tajemnic, po prostu to czuję, więc opowiadam mu dzisiejszą noc. Ominęłam jedynie kwestię dwóch pocałunków.
- To dobrze że Nataniel tu był, tylko go nie skrzywdź. Zależy mu na tobie - mam wrażenie że myślami jest gdzieś daleko stąd.
- Ale ja już go chyba odrobinę skrzywdziłam, gdy wyszeptałam jego imię a potem powiedziałam że go nie znam - rzekłam. - Mam prośbę.
- Jaką? - spytał się niebieskowłosy.
- Przyprowadź go tu do mnie razem ze wszystkimi i opowiedz mi trochę o nim - mówię i przypominają mi się wczorajsze pocałunki.
- Jasne nie ma sprawy - rzekł po czym zaczął mi o nim opowiadać.
Dowiedziałam się o nim wielu rzeczy. Na przykład to że jest gospodarzem naszej szkoły i co z związku z tym ma masę papierkowej roboty. Uwielbia zwierzęta a w szczególności koty, kocha czytać kryminały choć innymi książkami też nie pogardzi. Miał dziewczynę, ale Alexy nie chciał mi powiedzieć co się z nią stało. Może go rzuciła albo on ją, może również nie żyć. Ciekawe czy Nataniel cierpi z tego powodu. Teraz czekam jak pojawią się moi przyjaciele. Nagle dostałam sms’a. Wzięłam telefon i odczytuję wiadomość.
Alexy: Reszta pewnie za chwilę będzie, ale ja muszę siłą zaciągnąć Nataniela do ciebie więc chwilę się spóźnimy.
Ja: Spoko J Dziękuję ci :*
Odłożyłam telefon i w progu zobaczyłam moich szkolnych znajomych. Był z nimi nieznany mi chłopak. To pewnie Louis o którym mówił Nat. Odezwał się nie pewnie.
- Cześć Su, co u ciebie słychać? - podszedł do mnie i pocałował na oczach wszystkich.
- Wszystko okay - odpowiadam, ale moja ręka wędruje do szyi, do jakiegoś niewidzialnego przedmiotu.
- Nie wygłupiaj się i chodź ze mną! - usłyszałam jak Alexy krzyczy, pewnie na Nataniela.
Wstałam bez problemu i poszłam zobaczyć co oni tam wyprawiają. W nocy ćwiczyłam chodzenie po pokoju i teraz Armin dziwnie na mnie patrzy, chyba dobrze pamięta jak się wczoraj poruszała. Podeszła do framugi drzwi i wyjrzałam przez nie. Nataniel się opierał a różowooki lub raczej niebieskooki przyjaciel pchał go od tyłu.
- Ona nie będzie chciała mnie zobaczyć jestem tego pewien - powiedział blondyn i zrobiło mi się smutno. Czemu tak pomyślał?
- Czemu? - spytał się chłopak i teraz już go nie pchał.
- Pocałowałem ją wczoraj, dwa razy. Poza tym jeśli ona… - nie dokończył, przerwałam mu podchodząc do nich.
- Nataniel… - mówię i rzucam mu się na szyję. - Dziękuję że przyszedłeś.
Tulę się do niego a on ten uścisk odwzajemnia. Czemu jest mi tak dobrze? Czemu czuję się tak bezpieczna? Usłyszałam za sobą że dziewczyny nie są zadowolone.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - to był głos Rosalii.
Obróciłam się i zobaczyłam że Iris i Rosa gniewnie na niego spoglądają.
- Nie możecie mu przecież zabronić się ze mną spotykać, to ja decyduję z kim mam się przyjaźnić - powiedziałam puszczając Nataniela.
- Ale to wszystko przez niego. Gdyby nie on nigdy byś tu nie trafiła - powiedziała Iris ze złością i tym razem chyba też i na mnie, ale mnie to nie obchodziło.
- Iris jutro wychodzę i od razu wracam do szkoły. Więc tak czy siak będę go spotykać na swojej drodze i nic na to nie poradzisz - mówię i słyszę westchnienie ulgi za moimi plecami.
- To świetnie Susette, cieszę się - mówi i słyszę jak się oddala.
- Nat… nie… możesz… - wyszeptuję.
Czemu tu jest tak ciemno? Co się dzieje?
- Su! - usłyszałam już tylko krzyki i odgłos kroków, jakby ktoś biegł.
Słyszę jak każdy coś mówi ale nie mogę otworzyć oczu, mam wrażenie że są jakby sklejone. Wyłapuję pojedyncze słowa „Nie wiemy… na pewno… nie… nie wyjdzie… przynajmniej jeszcze… tak…” Co się tu do cholery dzieje, chcę do domu - krzyczę w myślach. Naprawdę chcę już do domu. Ten głos, znam go.
- Jestem tu przy tobie, więc proszę cię, obudź się. Jestem tu, słyszysz mnie? - jego głos jest taki delikatny i przyjemny dla ucha.
- Chyba zapomniałeś że to moja dziewczyna, co? - to było głos Louisa.
- Nie, nie zapomniałem - warknął chłopak trzymający mnie za rękę.
Przestańcie - próbuję powiedzieć, ale nic z tego. Oni mnie nie usłyszą, bo ja nie mogę się odezwać. Chciałam uścisnąć rękę trzymającą mnie za dłoń lecz tego też nie mogłam. Chcę dać im znak, jakikolwiek byle tylko przestali się kłócić, mój „chłopak” z moim przyjacielem.
Śnię, śnię o tym jak jestem na jakiejś polanie. Jest lato i słońce dość mocno grzeje. Kwiaty wspaniale zakwitły i pięknie pachną a ja jestem ubrana w przewiewną sukieneczkę sięgającą mi do kolan z czarną wstążką w talii. Na szyi mam jakiś wisiorek, ale nie potrafię określić jaki. Moje włosy falowały na ciepłym wietrze gdy nagle zerwała się potężna burza. Kwiaty zaczęły usychać i nagle znalazłam się prawdopodobnie przed swoją szkołą. Widziałam jak ginę, jak auto mnie potrąca. Poczułam ból w swoim ciele, czułam jak moje kości zaczynają pękać. Spojrzałam w dół, moja sukienka była cała we krwi i pomyślałam sobie przez chwile czy nie warto byłoby umrzeć niż żyć bez pamięci, i być podatnym na innych, aby mogli mną manipulować. Czy tak teraz będzie wyglądać moje życie?
Budzę się gwałtownie siadając na łóżku. Czuję jak moja piżama klei się do moich pleców. Rozglądam się i nie widzę nikogo, nikt ze mną nie został i czekał aż się obudzę. Wstaję i chwiejnym krokiem idę do łazienki znajdującej się w mojej szpitalnej sali. Zapalam światło i spoglądam w lustro. Biała twarz, sińce pod oczami i rozcięty lekko łuk brwiowy, na szczęście nie wymagający szycia. Okręcam kran i patrzę jak leci zimna woda, przemywam buzię. Wracam do szpitalnego łóżka i kładę się na niewygodnym dla mnie materacu. Próbuję z powrotem zasnąć, ale nie mogę. Zastanawiam się jak wyglądało moje życie przed wypadkiem, jaka byłam w dzieciństwie, co lubię robić w wolnych chwilach. Czy przetrwam w takim świecie? Nie wiedząc o sobie nic a nic. Zamykam oczy i chyba nieubłagalny sen zaczyna mnie zabierać do krainy snów i mam nadzieje że nie do koszmarów. Nagle materac się ugina.
- Jesteś tu. Nie rób takich numerów, bo szukałem cię i umierałem ze strachu - męska dłoń głaszcze mnie po policzku i żałuję że to nie jest ta sama co wczoraj w noc.
Dłoń Louisa jest szorstka i nie tak delikatna ja Nataniela.
- Kocham cię mój skarbie i śpij spokojnie - całuje mnie najpierw w czoło, potem w policzek i wychodzi.
Łzy zaczynają wydostawać się z pod powiek. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Mogłam umrzeć, ale nie, bo po co?
- Dzień dobry Susette, jak się dzisiaj czujesz? - spytała Lila, mierząc mi ciśnienie. - Ehh, znowuż masz za duże ciśnienie, zaraz podam ci tabletki które, miejmy nadzieje je obniży.
Wyszła a po chwili wróciła z różnymi tabletkami i kubkiem wody. Wzięłam od niej leki i popiłam je. Patrzała na mnie i czekała, aż w końcu się odezwała.
-Powiesz coś, cokolwiek? - spytała się pielęgniarka a ja tylko pokręciłam głową po czym ona wyszła.
Lekarze myślą że nie mówię po tym wypadku i ciągle robią mi jakieś badania, ale ja po prostu nie chcę nic mówić. Odzywam się jedynie wtedy gdy jestem sama na sali. Poza tym każdy normalny człowiek uważałby mnie za wariatkę gdyby to wiedział. Przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Mam przekichane na max’ a .Odkąd się obudziłam zadaję sobie pytanie czemu to mnie spotkało. Zamykam oczy mając nadzieje że uda mi się zasnąć, ale sen nie chce do mnie przyjść. Po omacku szukam telefonu a gdy nie udaje mi się go znaleźć z frustracją odkrywam się i siadam poczym żałuję że to zrobiłam. Głowa zaczyna mnie boleć a ten ból jest nie do zniesienia. Biorę telefon z stoika, szafy czy co tam to jest i sprawdzam godzinę. Czternasta trzydzieści pięć. Za chwile pojawią się tu moi znajomi, tak przynajmniej myślę że to moi znajomi, pewności nie mam. Zamykam oczy i rozmyślam nad moim dzisiejszym snem, aby zając się czymś do póki oni nie przyjdą. Ze snu pamiętam jedynie tyle że jakiś chłopak się topił, gdzieś blisko jakiejś polany, a ja chciałam go uratować, ale nie mogłam. Jakaś niewidzialna ściana lub bariera mi to nie umożliwiała. Najpierw był to mały chłopczyk, potem stał się nastolatkiem a na koniec dorosłym mężczyzną. Nie widziałam jego twarzy i nie mogłam odgadnąć jaki ma kolor włosów, ale w świetle księżyca wydawał się biały.
- Witaj Su! Jak się dzisiaj czujesz? - usłyszałam uradowany męski głos, jeśli dobrze pamiętam należał do jednego z bliźniaków. Nic nie mówiąc, wzruszam tylko ramionami otwierając przy tym oczy. - Nadal nie chcesz się do nikogo odezwać?
Chcę się odezwać, ale jakoś nie mam odwagi nie wiem czemu. Biorę głęboki i wpatruję się w różowe oczy Alexy’ a. Ciekawe czy takie ma od urodzenia czy nie.
- Różowy kolor oczu masz od zawsze? Czy to jakaś sztuczka? - zadałam cicho pytanie a Alexy popatrzał się na mnie i uśmiechnął szeroko. Było widać że kamień spadł mu serca gdy się odezwałam.
- Soczewki kontaktowe zmieniające barwę oczu. Naprawdę mam niebieskie oczy - odpowiedział i mnie przytulił. - Nawet nie wiesz jak się cieszę że w końcu się odezwałaś.
- Bracie nie przytulaj jej, ponieważ ja miałem ją pierwszy przytulić - o framugę drzwi opierał się Armin i uśmiechał się a Alexy zaczął się śmiać.
- Jesteś zazdrosny? - spytał się po czym mnie puścił.
- Nie. Zresztą jak się dzisiaj czujesz? - popatrzał się na mnie i jego uśmiech trochę zbladł, ciekawe czy czeka aż się odezwę. - No nic w ta…
- Czuję się wyśmienicie, jedynie trochę głowa mnie boli, ale to pewnie przez to że mam wysokie ciśnienie - odpowiedziałam i jestem usatysfakcjonowana, bo na jego twarzy pojawił się szok.
- Czy ty przed chwilą się odezwałaś czy tylko mi się zdawało? - nie spuszczał ze mnie oczu i cały czas mi się przyglądał.
- A jak myślisz, to chyba oczywiste że to ja się odezwałam. Przecież żaden z was nie ma kobiecego głosu - stwierdziłam po czym zadałam pytanie. - Gdzie jest reszta?
- Na dole, pielęgniarka nie pozwoliła nam wejść większą grupą - rzek Alexy, tak nie może być, ehh.
- Pomóżcie mi wstać, zejdziemy do nich - powiedziałam po czym obróciłam się w stronę Alexy’ ego że teraz moje nogi zwisały prawie bezwładnie, nie mam w nich dużo siły.
- Na pewno chcesz to zrobić, przecież nie dawno ściągnęli ci gips z nogi? - spytał się Armin, ale gdy popatrzał na mnie przez dłuższą chwilę kiwną tylko głową że się zgadza.
Chłopacy pomogli mi wstać, wzięli mnie pod rękę z jednej i drugiej strony, i pokierowali w stronę drzwi od sali. Pierwszy raz wychodzę z tej pomieszczenia o własnych prawie że siłach, choć lekko kuśtykam. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu pielęgniarka od razu naskoczyła na chłopaków że nie powinni mnie w ogóle ruszać ani wyprowadzać z sali.
- Niech pani przestanie. To ja zadecydowałam żeby wyjść z tego zimnego pokoju, poza tym chcę się zobaczyć od razu ze wszystkimi. Więc tak czy siak pójdę się z nimi zobaczyć, z pozwolenie czy bez niego - kobieta popatrzała się na mnie takim wzrokiem jakbym była wariatką, ale bez słowa przyprowadziła mi wózek na którym mogłam usiąść.
Odetchnęłam z ulgą gdy na niego siadłam, moje nogi strasznie mnie bolą. Schyliłam się aby pomasować sobie odrobinę kostki a potem kolana. Chłopacy nie zwracając na mnie uwagi rozmawiali ze sobą gdy dotarliśmy do windy. Armin nacisnął guzik i czekaliśmy aż winda zjedzie z czternastego piętra na nasze, czyli na ósme. Głowa nie dawałam mi spokoju, ból coraz bardziej narastał. Sięgnęłam ręką do tyłu i położyłam na dłoni Alexy’ a. Schylił się do mnie.
- Co jest? - spytał się z troską w oczach.
- Masz jakieś tabletki przeciwbólowe? Strasznie mnie głowa boli - odparłam.
- Niestety nie, ale pewnie któraś z dziewczyn będzie miała, albo twoja ciocia - rzekł.
- Pewnie tak - zgodziłam się z nim.
Winda w końcu zatrzymała się na naszym piętrze i weszliśmy do niej gdy tylko drzwi się otworzyły. Gdy znaleźliśmy się w środku i gdy tylko winda ruszyła poczułam że tracę wzrok, wszystko zaczęło mi się przed oczami rozmywać. Wiem że zdążyłam powiedzieć imię jednego z braci, przynajmniej tak mi się wydawało, a następnie zalała mnie wala ciemności.
- Chyba się budzi - usłyszałam łagodny szept Agaty.
Gdy tylko uniosłam powieki zauważyłam że koło mnie jest jakieś zbiorowisko. Ciocia Agata stała najbliżej mnie trzymając za rękę i głaszcząc po włosach.
- Jak się czujesz słoneczko? – powiedziała z troską w głosie i się do mnie uśmiechała.
Zastanawiałam się czy mam odpowiedzieć tak jak miałam w zwyczaju czyli po przez kiwnięcie czy po prostu powiedzieć. Spojrzałam na salę szukając Alexy’ ego i gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały kiwnął głową i bezgłośnie powiedział „powiedz” więc tak też zrobiłam.
- W porządku, ale chce mi się spać i to bardzo – odpowiedziałam i się promiennie uśmiechnęłam, głowa nadal mnie bolała.
- Dobrze w takim razie cię zostawimy, dobranoc – szepnęła Agata całując mnie w włosy.
Poczekałam aż wszyscy wyjdą i dopiero wtedy poszłam spać. Zamykam oczy i odpływam.
Otwieram powoli oczy i widzę że praktycznie przespałam cały dzień, i chyba kawałek nocy. Obracam się na bok i zamieram w bezruchu. Na moim szpitalnym łóżku znajduje się głowa jakiegoś chłopaka. Ma zamknięte oczy i wygląda tak słodko. Ciekawi mnie kim on jest. Nagle przez sen chwyta mnie za rękę i coś cicho mamrocze. Delikatnie kładę mu drugą dłoń na blond włosach i zachwycam się ich miękkością. Leniwie podnosi swoje powieki i patrzy na mnie, uśmiecham się.
- Cześć - mówię cicho, bo widzę że drzwi od mojego pokoju są otwarte.
- Cześć Su - odszeptuje mi. - Jak się czujesz?
- Dobrze - rzekłam po czym ostrożnie siadam a on się prostuje.
Chłopak wstaje i podchodzi do drzwi żeby je zamknąć po czym wraca do mnie i siada na swoje miejsce. To mnie trochę przeraża.
- Nie bój się mnie królewno, nic ci nie zrobię - mówi dotykając ostrożnie mojego policzka, ma takie delikatne dłonie.
W głowie mam jedno słowo wypowiedziane przez niego. Królewno... królewno... coś mi to mówi ale nie wiem co. Z mojego gardła wydobywa się jakieś imię.
- Nataniel - szepczę z suchością w gardle.
Chłopak patrzy na mnie zdziwiony a potem szeroko się uśmiecha.
- Tak? - odpowiada wesoły i myślę sobie skąd ja je znam.
- Nie znam cię - mówię i widzę że jego wesołość znika z twarzy, czyżby myślał że może go pamiętam. Szczerze chciałabym pamiętać wszystko. - Ale mam wrażenie że znam twój dotyk.
- Dobrze że chociaż tak mnie pamiętasz. Powiem ci coś - bierze głęboki oddech. - Jestem twoim przyjacielem i zawsze, ale to zawsze cię wspierałem. Ocierałem łzy, opatrywałem rany i inne takie. Więc to że mój dotyk nie jest ci obcy cieszy mnie no i również to że pamiętasz moje imię.
Całuje mnie delikatnie w czoło a potem szybko w usta. Patrzę na niego zdziwiona a ten się przebiegle uśmiecha. Czy my jesteśmy naprawdę przyjaciółmi? Biorę poduszkę i rzucam w niego. Ten robi unik i znowuż się nachyla całując mnie ponownie tym razem dłużej. Początkowo nic nie robię, ale po chwili oddaję te pocałunki i obejmuję go za szyję. Cofa się.
- Cholera, nie możemy się całować - mówi do siebie, a ja czuję jak moje policzki robią się szkarłatne oraz uświadamiam sobie że dałam się pocałować facetowi którego prawie nie znam. - Chyba lepiej będzie jak pójdę stąd i to jak najszybciej. Przepraszam cię za to - głaszcze mnie po policzku i wstaje, chwytam go bez zastanowienia.
- Nie musisz, przecież nic się nie stało Nat - mówię nie puszczają go za rękę.
- Ale może jak tu dłużej zostanę - ściskam go mocniej za dłoń, jest pierwszą osobą do której odezwałam się bez zastanowienia. - Su nie mogę tu dłużej zostać, mam szkołę i chcę się wyspać. Poza tym jutro pewnie odwiedzi cię Louis. Twój chłopak - podczas gdy wypowiedział te słowa zauważyłam ból na jego twarzy.
- Dobrze, ale przyjdź do mnie jutro ze wszystkimi - puszczam go i mam wrażenie że upuszczam klucz do mojej przeszłości.
- Nie mogę, nie pozwolą mi ponieważ oni uważają że to przeze mnie się tu znajdujesz, w tym stanie - głos ma smutny, bierze swój płaszcz zarzucając go na plecy i zmierza do drzwi chwytając za klamkę.
- A tak jest? - bo jakoś w to nie wierzę, dopowiadam w myślach.
- Nie wiem, ale osobiście uważam że nie. Tak samo jak Alexy, Lysander i twoja ciocia to oni mnie przekonali że to nie jest moja wina oraz dobranoc, królewno - pociąga za klamkę i wychodzi zamykając za sobą drzwi.
- Dobranoc - mówię za nim choć i tak wiem że mnie już nie usłyszy.
Nie spałam już reszty nocy. Myślałam o chłopaku z nocy, o Natanielu, o moim kluczu do mojej historii. Wiem że nim jest. Tylko jego imię wypowiedziałam zanim sam mi się przedstawił. Biorę swój telefon i sprawdzam listę kontaktów, nie ma go tam. Wybieram numer Alexy' ego. Odbiera za piątym sygnałem.
- Wyrzucili mnie z klasy, ale mów o co chodzi Su. Coś cię martwi? - głos ma wypełniony troską. - A tak poza tym dobrze się czujesz po wczorajszym omdleniu.
- Tak. O wiele lepiej. Mam do ciebie kilka pytań i małą prośbę - mówię.
- Okay. Strzelaj - odpowiada niebieskowłosy przyjaciel.
- Czy Louis to mój chłopak? - chłopak po drugiej stronie westchnął.
- Tak jest twoim chłopakiem - mówi i mam wrażenie że nie jest z tego powodu zadowolony, jakby nim odrobinę gardził.
- Czemu pamiętam tylko jedne imię? I to na dodatek chłopaka, Nataniela - zadaję kolejne pytanie i słyszę westchnienie ulgi, pewnie myśli że coś sobie przypominam.
- Za chwilę u ciebie będę wtedy pogadamy. Czekaj na mnie - mówi po czym się rozłącza, no i nie zdążyłam go po prosić o pewną przysługę.
Czekam i czekam, i czekam a go wciąż nie ma. Biorę telefon i jeszcze raz przeszukuje spis kontaktów. Wstukuję Nataniel do szybkiego wybierania i nic, nie ma go tam, ale czemu? I przypominają mi się jego słowa. Oni nie chcą aby się ze mną widywał. Uważają że to jego wina. Strasznie trudno mi w to uwierzyć. Znam tego człowieka dopiero od kilku godzin a już wiem że mogę mu bezgranicznie zaufać. Po chwili moje rozmyślenia przerywa Alexy, jest zdyszany.
- Cześć, możemy teraz pogadać ile masz ochotę - siada na moim łóżku szpitalnym.
Przed nim nie muszę mieć żadnych tajemnic, po prostu to czuję, więc opowiadam mu dzisiejszą noc. Ominęłam jedynie kwestię dwóch pocałunków.
- To dobrze że Nataniel tu był, tylko go nie skrzywdź. Zależy mu na tobie - mam wrażenie że myślami jest gdzieś daleko stąd.
- Ale ja już go chyba odrobinę skrzywdziłam, gdy wyszeptałam jego imię a potem powiedziałam że go nie znam - rzekłam. - Mam prośbę.
- Jaką? - spytał się niebieskowłosy.
- Przyprowadź go tu do mnie razem ze wszystkimi i opowiedz mi trochę o nim - mówię i przypominają mi się wczorajsze pocałunki.
- Jasne nie ma sprawy - rzekł po czym zaczął mi o nim opowiadać.
Dowiedziałam się o nim wielu rzeczy. Na przykład to że jest gospodarzem naszej szkoły i co z związku z tym ma masę papierkowej roboty. Uwielbia zwierzęta a w szczególności koty, kocha czytać kryminały choć innymi książkami też nie pogardzi. Miał dziewczynę, ale Alexy nie chciał mi powiedzieć co się z nią stało. Może go rzuciła albo on ją, może również nie żyć. Ciekawe czy Nataniel cierpi z tego powodu. Teraz czekam jak pojawią się moi przyjaciele. Nagle dostałam sms’a. Wzięłam telefon i odczytuję wiadomość.
Alexy: Reszta pewnie za chwilę będzie, ale ja muszę siłą zaciągnąć Nataniela do ciebie więc chwilę się spóźnimy.
Ja: Spoko J Dziękuję ci :*
Odłożyłam telefon i w progu zobaczyłam moich szkolnych znajomych. Był z nimi nieznany mi chłopak. To pewnie Louis o którym mówił Nat. Odezwał się nie pewnie.
- Cześć Su, co u ciebie słychać? - podszedł do mnie i pocałował na oczach wszystkich.
- Wszystko okay - odpowiadam, ale moja ręka wędruje do szyi, do jakiegoś niewidzialnego przedmiotu.
- Nie wygłupiaj się i chodź ze mną! - usłyszałam jak Alexy krzyczy, pewnie na Nataniela.
Wstałam bez problemu i poszłam zobaczyć co oni tam wyprawiają. W nocy ćwiczyłam chodzenie po pokoju i teraz Armin dziwnie na mnie patrzy, chyba dobrze pamięta jak się wczoraj poruszała. Podeszła do framugi drzwi i wyjrzałam przez nie. Nataniel się opierał a różowooki lub raczej niebieskooki przyjaciel pchał go od tyłu.
- Ona nie będzie chciała mnie zobaczyć jestem tego pewien - powiedział blondyn i zrobiło mi się smutno. Czemu tak pomyślał?
- Czemu? - spytał się chłopak i teraz już go nie pchał.
- Pocałowałem ją wczoraj, dwa razy. Poza tym jeśli ona… - nie dokończył, przerwałam mu podchodząc do nich.
- Nataniel… - mówię i rzucam mu się na szyję. - Dziękuję że przyszedłeś.
Tulę się do niego a on ten uścisk odwzajemnia. Czemu jest mi tak dobrze? Czemu czuję się tak bezpieczna? Usłyszałam za sobą że dziewczyny nie są zadowolone.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - to był głos Rosalii.
Obróciłam się i zobaczyłam że Iris i Rosa gniewnie na niego spoglądają.
- Nie możecie mu przecież zabronić się ze mną spotykać, to ja decyduję z kim mam się przyjaźnić - powiedziałam puszczając Nataniela.
- Ale to wszystko przez niego. Gdyby nie on nigdy byś tu nie trafiła - powiedziała Iris ze złością i tym razem chyba też i na mnie, ale mnie to nie obchodziło.
- Iris jutro wychodzę i od razu wracam do szkoły. Więc tak czy siak będę go spotykać na swojej drodze i nic na to nie poradzisz - mówię i słyszę westchnienie ulgi za moimi plecami.
- To świetnie Susette, cieszę się - mówi i słyszę jak się oddala.
- Nat… nie… możesz… - wyszeptuję.
Czemu tu jest tak ciemno? Co się dzieje?
- Su! - usłyszałam już tylko krzyki i odgłos kroków, jakby ktoś biegł.
Słyszę jak każdy coś mówi ale nie mogę otworzyć oczu, mam wrażenie że są jakby sklejone. Wyłapuję pojedyncze słowa „Nie wiemy… na pewno… nie… nie wyjdzie… przynajmniej jeszcze… tak…” Co się tu do cholery dzieje, chcę do domu - krzyczę w myślach. Naprawdę chcę już do domu. Ten głos, znam go.
- Jestem tu przy tobie, więc proszę cię, obudź się. Jestem tu, słyszysz mnie? - jego głos jest taki delikatny i przyjemny dla ucha.
- Chyba zapomniałeś że to moja dziewczyna, co? - to było głos Louisa.
- Nie, nie zapomniałem - warknął chłopak trzymający mnie za rękę.
Przestańcie - próbuję powiedzieć, ale nic z tego. Oni mnie nie usłyszą, bo ja nie mogę się odezwać. Chciałam uścisnąć rękę trzymającą mnie za dłoń lecz tego też nie mogłam. Chcę dać im znak, jakikolwiek byle tylko przestali się kłócić, mój „chłopak” z moim przyjacielem.
Śnię, śnię o tym jak jestem na jakiejś polanie. Jest lato i słońce dość mocno grzeje. Kwiaty wspaniale zakwitły i pięknie pachną a ja jestem ubrana w przewiewną sukieneczkę sięgającą mi do kolan z czarną wstążką w talii. Na szyi mam jakiś wisiorek, ale nie potrafię określić jaki. Moje włosy falowały na ciepłym wietrze gdy nagle zerwała się potężna burza. Kwiaty zaczęły usychać i nagle znalazłam się prawdopodobnie przed swoją szkołą. Widziałam jak ginę, jak auto mnie potrąca. Poczułam ból w swoim ciele, czułam jak moje kości zaczynają pękać. Spojrzałam w dół, moja sukienka była cała we krwi i pomyślałam sobie przez chwile czy nie warto byłoby umrzeć niż żyć bez pamięci, i być podatnym na innych, aby mogli mną manipulować. Czy tak teraz będzie wyglądać moje życie?
Budzę się gwałtownie siadając na łóżku. Czuję jak moja piżama klei się do moich pleców. Rozglądam się i nie widzę nikogo, nikt ze mną nie został i czekał aż się obudzę. Wstaję i chwiejnym krokiem idę do łazienki znajdującej się w mojej szpitalnej sali. Zapalam światło i spoglądam w lustro. Biała twarz, sińce pod oczami i rozcięty lekko łuk brwiowy, na szczęście nie wymagający szycia. Okręcam kran i patrzę jak leci zimna woda, przemywam buzię. Wracam do szpitalnego łóżka i kładę się na niewygodnym dla mnie materacu. Próbuję z powrotem zasnąć, ale nie mogę. Zastanawiam się jak wyglądało moje życie przed wypadkiem, jaka byłam w dzieciństwie, co lubię robić w wolnych chwilach. Czy przetrwam w takim świecie? Nie wiedząc o sobie nic a nic. Zamykam oczy i chyba nieubłagalny sen zaczyna mnie zabierać do krainy snów i mam nadzieje że nie do koszmarów. Nagle materac się ugina.
- Jesteś tu. Nie rób takich numerów, bo szukałem cię i umierałem ze strachu - męska dłoń głaszcze mnie po policzku i żałuję że to nie jest ta sama co wczoraj w noc.
Dłoń Louisa jest szorstka i nie tak delikatna ja Nataniela.
- Kocham cię mój skarbie i śpij spokojnie - całuje mnie najpierw w czoło, potem w policzek i wychodzi.
Łzy zaczynają wydostawać się z pod powiek. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Mogłam umrzeć, ale nie, bo po co?
***
Gdy Su była w śpiączce przez pierwsze dni nie opuszczałem jej, nawet na krok. Szeptałem jej wtedy słowa otuchy, że wszystko będzie dobrze lecz wiedziałem że bardziej próbuję przekonać siebie. Patrzałem na monitor jak śledzi funkcje życiowe mojej dziewczyny, modliłem się aby wyszła z tego cało, błagałem o to Boga z całego serca. Ale czułem że coś jest nie tak, wiedziałem że jak się obudzi będzie na mnie wściekała i to bardzo. Lecz tego czego się dowiedziałem, tydzień po tym wypadku, przeszło moje oczekiwania. Obudziła się, ale nikogo nie pamiętała. Nikogo. Zacząłem chodzić do niej w nocy, bo niestety jak się okazało Melanie powiedziała wszystkim że ją pocałowałem. Potem dodała że to wszystko widziała Su i uciekła a ja pobiegłem za nią, i że to tak doszło do wypadku. Teraz wszyscy mnie nienawidzą. Są jedynie trzy osoby które uwierzyły mi. Mój przyjaciel Lysander, Alexy oraz ciotka Su, oni wierzą że nigdy bym jej nie skrzywdził. To właśnie pani Agata Lightwood poleciła mi abym przychodził wyłącznie w nocy. Przekonała nawet pielęgniarkę aby mnie wtedy wpuszczała. I tamta noc gdy znów mogłem ją pocałować była nocą którą zapamiętam na długo, do kolejnego pocałunku jeśli taki owy będzie. A teraz siedzę przy niej trzymając ją za rękę, po tym jak zemdlała rozcinając sobie skórę na głowie. Wówczas wykrzykiwała moje imię, słyszałem ją, krzyczała tak jakby się czegoś bała. Wtedy dziewczyny ustąpiły i wpuściły mnie do jej sali. Gdy ją objąłem i wyszeptałem kilka słów, zapadła w spokojny sen. Całuję ja w dłoń i modlę się aby nic jej poważnego nie dolegało. W końcu przyszedł lekarz i powiedział że to przez gorączkę zemdlała i prawdopodobnie jeszcze przez wysokie ciśnienie. Wypuściłem wstrzymywane powietrze z ulgi. To nic poważnego na całe szczęście. Będzie musiała jeszcze zostać w szpitalu, ale tylko na dwa góra trzy dni. Uśmiecham się i nie mogę się powstrzymać, całuję ją w policzek.
- Nie przesadzaj, dostajesz drugie ostrzeżenie - mówi złowrogim głosem, myśli że się go boję?, mój ojciec to większe zagrożenie niż on.
- Nie obchodzi mnie co mówisz. Kocham ją i zapamiętaj nigdy z niej nie zrezygnuję - mówię przez zaciśnięte zęby.
Teraz się zastanawiam czemu ja się do licha zgodziłem na układ Rosalii i Iris. Su będzie chodzić z Louisem, ale ma możliwość wybrania mnie lecz ja nie mogę okazywać wobec niej żadnych uczuć, nic a nic. To chore, ale w głębi serca wiem że ona wybierze mnie. Szczególnie że złamałem już jedną zasadę tej zabawy dwa razy, pocałowałem ją a ona mi na to pozwoliła, a nawet oddawała te pocałunki. W głębi jej serca wciąż tam jestem, bo pamiętała moje imię i dotyk. Byłem wówczas najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
O jest wreszcie nowy rozdział !
OdpowiedzUsuńDodawaj je częściej to opowiadanie jest naprawdę super :)
A i mam nadzieję że wkrótce odzyska pamięć;)
Kasia
Super rozdział z resztą jak zawsze ;) czekam na next
OdpowiedzUsuńKonnichiwa, to znowu ja! *salutuje*
OdpowiedzUsuńCóż mogę napisać o tym rozdziale? Klasyka - wyszło świetnie! (w końcu czego innego mogłam się po Tobie spodziewać? :DD)
Nataniel znów miał swoje pięć minut za kierownicą, co bardzo mnie cieszy, ale nawet nie masz pojęcia, jak mi się serce kraje, bo cały czas trzymasz go od Su na dystans TT-TT (moje biedne OTP, moje biedne feelsy...)
Tak więc posyłam motywującego kopa w tyłek - oby Bozia dała dużo weny, żebyś mogła szybciutko wstawić nowy rozdział ♥
Czemu nie wstawiasz nowych rozdziałów? ????????? :/
OdpowiedzUsuń