Hej, przepraszam was że tak długo nie wstawiałam rozdziałów
i nie wiem jak mogę wam to wynagrodzić. Mam nadzieje że nie znienawidziliście
mnie za to. Muszę jedynie podziękować mojej najukochańszej przyjaciółce za to
że przywróciła, że tak powiem, mi wenę. To dla ciebie dedykuję ten rozdział
Paula.
***
***
Jeśli za uwarzyliście jakieś blędy z góry przepraszam za nie. Miłego czytania :)
Minęły już kilka dni, a ja jestem chora. Mój drogi Nataniel cały czas się mną opiekował, poza tym on cały czas był przy mnie, ba mieszkał u mnie. Obecnie jak mi wiadomo jest u Lysandra, a potem z tego co mi powiedział miał jeszcze zajść do apteki po jakieś leki na gorączkę dla mnie. Opowiadał mi że pewnego dnia miałam tak wysoką temperaturę iż majaczyłam i nawet zimne okłady nie pomagały w zbiciu tej temperatury. Siedział przy mnie cały ten czas, mówił mi że mówiłam „ Kocham cię ” i „ Nie zostawiaj mnie ”. Gdy mi o tym tak wszystko opowiadał miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nigdy nie chciałam tych słów wypowiedzieć na głos, a w szczególności jemu, nie byłam no… pewna co do swoich uczuć. Co miałam zrobić stało się i już. Całe szczęście że wtedy nie uwierzył w żadne moje słowo ale wyglądał na rozczarowanego, tak jakby naprawdę mu zależało na tym, na tych słowach. Tak jakby on do mnie naprawdę coś czuł lecz to nie może być prawda, przecież ja dla niego jestem przyjaciółką. Czyż nie? Byłam trochę już zmęczona czekaniem na niego więc poszłam spać. Choć wcześniej poszłam wziąć długą gorącą kąpiel. Napościłam do wanny wodę i wlałam żel pod prysznic o zapachu dzikiej róży i malin. Zawsze kochałam ten zapach. Rozebrałam się i weszłam do pieniącej się wody. Siedziałam bardzo długo w wannie, wiem po tym że całe moje ciało było pomarszczone. Ktoś zapukał do czarnych drzwi łazienki.
- Nie wchodź, kapię się.
Wyszłam z wanny i zaczęłam się ubierać w bieliznę a następnie nałożyłam na siebie koszulę nocną, którą dostałam od Rosy więc jest trochę wyzywająca. Otworzyłam drzwi od łazienki i weszłam do swojego pokoju. Na biurku widziałam leki dla mnie. Wzięłam je i położyłam się spać. Gwałtownie otworzyłam oczy i nie mogłam się ruszyć, w ogóle nic nie mogłam, poza tym coś mi nie pozwalało zaczerpnąć powietrza. Chciałam krzyknąć ale nic z tego. Czułam jak coś obwiązuje się wokół mojej tali jakby sznur. Nagle ktoś zaczął mnie szarpać, przede mną pojawiła się zakapturzona postać. Choć miała kaptur dobrze było widać twarz, lecz nie było twarzy tylko ludzka czaszka. Podnoszę się do pozycji siedzącej i przecieram twarz. Wyskoczyłam z łóżka i poszłam do kuchni, i nalałam sobie wody. Usłyszałam za sobą jakieś ciche szmeranie i uzbrojona w szklane wody wylałam na napastnika wodę.
- Co do cholery… - Prychną ze złością Nataniel.
- O matko, wybacz. Wystraszyłeś mnie.
- Co się stało? Miałaś zły sen? - Pyta się z zmartwioną miną i nie było już słychać w jego głosie złości za to, że wylałam na niego szklankę wody. Przytaknęłam. - Więc co ci się śniło?
- To był bardzo dziwny sen. Nie mogłam się ruszyć, złapać powietrza i czułam jak moje ciało oplata coś w rodzaju sznura. I jeszcze postać która nie miała twarzy tylko czaszkę.
- To nie był sen tylko chyba paraliż senny.
- Skąd to wiesz i co to jest? - Matko to brzmi okropnie, ale faktycznie byłam sparaliżowana, jak teraz o tym myślę.
- Bo sam miałem już to kilka razy. A co to jest to hmm… to jest stan sparaliżowania mięśni trwający całą fazę snów. Może pojawić się również podczas zasypiania i zbyt gwałtownego wybudzenia się. - Współczułam mu przeżyć to kilka razy to musi być masakra, ja nie zniosłam bym tego.
Po chwili Nataniel wziął z mojej ręki szklankę i nalał mi do niej wody. Kazał mi wypić duszkiem. Zrobiłam to co mi kazał. Potem zaprowadził mnie do salonu i usiadł pierwszy na kanapie, a ja zaraz po nim. Chwilę pogadaliśmy zanim usnęłam wtulona w jego ramię. Po pewnym czasie gdy moje ciało się przebudzało zaczęłam leniwie otwierać oczy z nadzieją że Nataniel jest przy mnie. Gdy tylko udało mi się szerzej je otworzyć za uwarzyłam że on nadal śpi. Położyłam rękę na jego torsie a następnie głowę. Z powrotem zamknęłam oczy i automatycznie znów zasnęłam. Podczas snu miała wrażenie jak bym latała, poczuła się wówczas jak piórko. Delikatnie ktoś mnie całuje w czoło i szepczę dobranoc ale nie byłam wstanie rozpoznać głosu ale w domu oprócz mnie była tylko jedna osoba. Natanie. Następne jaki dźwięk wdarł się do mojej głowy był dzwonienie najpierw cichutki a potem coraz głośniejsze. Nie wytrzymałam, wzięłam poduszkę na której właśnie spałam i z całych sił rzuciłam w stronę dźwięku. Nic to jednak nie dało więc postanowiłam wstać i pozbyć się tego dźwięku po prostu wyłączając go. Gdy próbowałam wygramolić się z łóżka uświadomiłam sobie że to dzwonek mojego telefonu i biegiem się zerwałam z miejsca, potykając się o leżącą na ziemi stos książek do szkoły upadłam na podłogę i zwaliłam jeszcze na siebie lampkę nocną próbując uchronić się przed upadkiem. Szybko wstałam i odebrałam telefon w ostatniej sekundzie.
- Halo.
- No nareszcie odebrałaś, ileż można na ciebie czekać ? - Usłyszałam już trochę poirytowaną Rosalię.
- Wybacz spałam.
- Dobra nie ważne. Masz dzisiaj czas aby się ze mną spotkać?
- Niestety nie mogę jestem chora i mam gorączkę a przynajmniej miałam, i nie chcę wychodzić gdziekolwiek aby bardziej się nie przeziębić.
- Dobra więc wpadnę do ciebie baj.
- Rosalia za… - No pięknie rozłączyła się. Dobra czas się ubrać, bo skoro ma wpaść do mnie Rosa to może być nawet za minutę, ale pytanie w co?
Otworzyłam szafę i przejrzałam to co w niej miałam. Zdecydowałam się na białą przewiewną sukienkę z czarną wstążką w talii, która sięgała mi do kolan i którą dostałam od rodziców. Gdy byłam już ubrana zaczęłam rozczesywać włosy. Od kąt Nataniel zamieszkał ze mną pod nieobecność cioci i Iris nie związywałam włosów aby sprawić mu przyjemność, bo jak to sam ujął bardziej podobam mu się właśnie z rozpuszczonymi włosami. Wyszłam z pokoju i schodziłam po schodach aby znaleźć się po chwili w holu. Poszłam do salonu gdzie jeszcze spał blondyn. Znowu się niczym nie przykrył więc wzięła szary koc który był położony w fotelu ze skóry i go nim okryłam. Kucnęłam przy nim i patrzałam jak smacznie śpi aż poczułam jak chcę mi się znów zasnąć. Postanowiłam więc wstać i iść do kuchni przygotować coś na śniadanie dla nas obojga. W gotowaniu nie jestem najlepsza więc jak nie ma nic na obiad i jestem sama to zamawiam sobie coś u chińczyka. Za to w robieniu śniadania i kolacji jestem mistrzem. Jedynie co mi wychodzi to robienie kolorowych kanapek, bo jeszcze zanim straciłam rodziców i się tu przeprowadziłam musiałam wcześnie wstawać aby zrobić nam wszystkim śniadanie. Mój tata zawsze mi mówił że jeśli nie zje moich kolorowych kanapek na śniadanie to nie będzie nic jadł przez cały dzień i tak o to zostałam zmuszona do bardzo wczesnego wstawania tylko po to aby zrobić mu najlepiej jak umiem jego kanapeczki i przy okazji sobie oraz mamie. A gdy pierwszy raz coś ugotowałam o mały włos nie spaliłam całego naszego domu. Gdy skończyłam robić śniadanie uświadomiłam sobie że nawet nie jestem głodna. Poszłam do salonu z talerzem pełnym kanapek i postawiłam go na dębowym stoliku. Przykucnęłam przy kanapie i odgarnęłam zabłąkane kosmyki blond włosów z czoła Nataniela.
- Nati pora wstawać. - Szeptałam mu spokojnie i czule przy uchu.
- Jeszcze nie, chcę spać. - Otworzył oczy lecz po chwili je zmrużył.
- Nati wstań proszę, zrobiłam śniadanie.
- To świetnie, ale teraz nie. Idę dalej śnić więc proszę nie przeszkadzaj mi. - Odparł ziewając.
- Nie wygłupiaj się tylko wstawaj. - Szepnęłam mu do ucha i delikatnie musnęłam jego policzek swoimi ustami. A gdy to nie poskutkowało przeszłam z słów do czynu i zaczęłam szturchać go palcem w żebra.
- No dobra. - Nagle stał się bardzo ożywiony. Jakimś cudem z pozycji leżącej zdołał chwycić mnie w talii i położyć mnie na sobie, cały czas trzymając mnie w swoim żelaznym uścisku. - I poco mnie budziłaś, teraz cię nie puszczę.
- To dobrze. - Wtuliłam się w niego i moje słowa wypowiedziałam mu prosto w koszulkę, poza tym wy jego ramionach czułam się bezpieczna oraz wiedziałam że nic mi się nigdy nie stanie.
- Nie chcesz abym cię wypuścił? - Pokręciłam głową, nie chcę już nigdy opuszczać tego uścisku.
- A czego chce moja królewna? Co? - Wyszeptał mi we włosy i je pocałował.
- Nie wiem. - Skłamałam, dobrze wiedziałam czego pragnę a dokładnie czego pragnie moje serca i dusza. Lecz dlaczego nie mój rozum, no tak, bo boi się odrzucenia.
- Wiesz czego ja pragnę. - Spojrzałam na niego, uśmiechał się i jeszcze mocniej mnie objął.
- Czego? - Spytałam.
- Żebyś mnie codziennie budziła, tak jak dzisiaj. Ponieważ uwielbiam się z tobą droczyć.
- Zaraz to ty się ze mną droczyłeś?
- Tak. - Pstryknęłam go w czoło. - Au, a to za co?
- Domyśl się.
Nataniel mnie puścił i oboje wygodnie się usadowiliśmy na kanapie. Zaczął jeść przyszykowane przeze mnie kanapki. Ja jakoś nie miałam na nie ochoty więc nic nie robiłam tylko siedziałam. Patrzałam w jakiś punkt ale nie wiedziałam jaki. Nagle przed oczami pojawiła się kanapka.
- Otwórz buzię. - Pokręciłam głową. - Musisz coś zjeść, bo podejrzewam że nic nie jadłaś.
- Nie.
- Czy coś ci się stało, czemu jesteś teraz tak smutna, co? - Ujął mój podbródek i odwrócił moją twarz ku sobie. - Nie lubię jak jesteś smutna, to mnie dobija więc proszę o uśmiech, tylko dla mnie, proszę.
Zetknął nasze czoła i kciukiem zaczął gładzić mój policzek. Próbowałam się uśmiechnąć ale nie mogłam się na to zdobyć. Nie wiedziałam czemu, czasami dopada mnie smutek i przez cały czas nic nie robię. Ale teraz patrząc na niego doszłam do jednego wniosku, wcześniej myślałam że jestem dla niego tylko przyjaciółką, lecz okazuje to co do mnie czuję i wiem już że on mnie kocha. Jestem tego pewna.
- Nie mogę, przepraszam. - Wyznałam ze smutkiem w głosie, cholerny smutek po co on komu tylko w depresję można przez niego popaść.
- Nic się przecież nie stało, nie musisz przepraszać. Poza tym mnie też czasami dopada smutek, ale jest ktoś dla kogo zawsze postaram się być uśmiechnięty i ty też musisz. - Wystawił mały palec lekko zgięty ku mnie. Obietnica harcerska? - Niech będzie to taka nasza mała obietnica, co ty na to? - Chwyciłam go bez zastanowienia.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się.
- Właśnie taką cię ko… lubię. - Zrobił się czerwony na policzkach ja zresztą też, bo wiedziałam co chciał powiedzieć, kocham.
Usłyszałam dzwonek, chciałam wstać aby zobaczyć kto to lecz Nataniel był szybszy. Po chwili wrócił wraz z Rosalią a za nimi również Alex. Przywitałam się z nią oraz Alex’em krótkim uściskiem. Kazała mi usiąść i zaczęła mówiła mi że ma dla mnie bardzo wspaniałą wiadomość i dla Nata zresztą też. Powiedziała że zostanę matką chrzestną a chłopak siedzący koło mnie ojcem, również chrzestnym, ponieważ Lysander nie chciał nim być. Wy pewnym momencie Rosalia chwyciła mnie za rękę i odciągnęła na bok.
- Od jak dawna się spotykacie, kiedy spławiłaś Louisa i czemu ja o tym nic nie wiem. - Spytała poirytowania .
- Po pierwsze nie chodzę z Natanielem, po drugie chyba dwa dni po rozpoczęciu ferii i po trzecie czy ja muszę ci zawsze mówić… - Nie dała mi dokończyć zresztą to bardzo często się zdarza, więc zdążyłam się już przyzwyczaić.
- Oczywiście że tak jesteśmy przyjaciółkami ja ci zawsze o wszystkim mówię, więc ty też powinnaś.
- No dobrze będę ci od dziś o wszystkim mówić. - Westchnęłam.
- Coś ci powiem, uważaj na Melania bo ona podkochuje się w Nacie już od dłuższego czasu. Więc jeśli chcesz z nim być musisz działać szybko, no chyba że on już się w tobie zakochał. - Ściszyła głos do szeptu.
- Po co mi to mówisz? - Odszepnęłam trochę zła że zaczęła o nim mówić.
- Bo widzę że ci się podoba, widać to po twoich oczach i policzkach, są czerwone. - Przytuliła się do mnie. - No dobra to ja lecę, cześć Nat. Chodź Alex idziemy żeby im nie przeszkadzać.
Nataniel nic nie odpowiedział ale dobrze wiedziałam dlaczego, był zszokowany. Widać to było po jego wyrazie twarzy. Ja natomiast wzięłam kanapkę i zaczęłam jeść. Po chwili Nataniel oprzytomniał i obrócił głowę w moją stronę.
- Opowiedziałaś mi już swoją historię o rodzicach. Chcesz usłyszeć o mojej matce. – Łał potrafi szybko zmienić temat, szczególnie że ostatnim o czym rozmawialiśmy to smutek i właśnie to dało się wyczuć w jego głosie choć był uśmiechnięty.
- A nie będzie to dla ciebie zbyt bolesne. - Zapytałam dotykając jego policzka, a on przytrzymał moją rękę swoją.
- Dla dziesięciolatka na pewno było ale teraz już nie. Tęsknie za nią i to bardzo, na początku nie chciałem się z tym pogodzić, ale dzisiaj to nie robi już na mnie takiego strasznego przeżycia tylko małe ukłucie w sercu. A więc dobrze zacznijmy od tego.
Zaczął opowiadać całą historię od tego że jego ojciec bił go od kąt sięga jego pamięć, potem o tym że w noc, dzień przed tym wypadkiem matka dała mu wisiorek w kształcie róży i kazała dać to jakiejś dziewczynie, którą będzie mu najlepszą przyjaciółką, ale ja podejrzewam że chyba chodziło o dziewczynę którą pokochał. Choć to tylko podejrzenia. Historia skończyła się tym że do jego domu zapukała policja i oznajmiła że jego matka zginęła w wypadku samochodowym, ale najstraszniejsze było to że auto spłonęło wraz z jego matką. Teraz na jego twarzy zobaczyłam smutek aż nie mogłam wytrzymać i objęłam go za szyję.
- Współczuję. - Wyszeptałam mu do ucha głaszcząc po włosach.
- Nie musisz, ale wiesz co, skłamałem podczas opowiadania z tym wisiorkiem. Dałem ci go, bo matka mówiła mi abym dał to dziewczynie którą ehh… no kocham. A to właśnie ciebie, no wiesz, kocham. Od kąt tylko pojawiłaś się w naszym liceum miałem wrażenie że jesteś inna niż reszta dziewczyny. Delikatna, czuła a zarazem mądra. Śmiejesz się z moich żartów, bo naprawdę cię śmieszą a nie po to aby mi się przypodobać. Jesteś ideałem dla mnie i chyba już nim pozostaniesz. A kocham cię ponieważ widzę w tobie wszystko co mnie uszczęśliwia. - Znowuż był czerwony na policzkach lecz tym razem zrobił coś czego się nie spodziewałam, ale pozwoliłam mu działać ponieważ go kocham.
Jego pocałunek był delikatny i pełen czułości. Miałam wrażenie że trwał całą wieczność i że nigdy się nie skończy, na prawdę nie chciałam aby się w ogóle kiedykolwiek skończył. Po chwili jednak ta magiczna chwila rozpłynęła się.
- Przepraszam, nie powinien był cię całować. - Odsunął się ode mnie ze zmieszaniem na twarzy.
- Nataniel… - Nie dane było mi dokończyć ponieważ mi przerwał.
- Wiem zachowałem się jak idiota wyznając ci teraz miłość, ale już dłużej tak nie mogłem. Moje uczucia do ciebie codziennie rosną, z każdym dniem kocham cię coraz bardziej. Jak widzę gdy płaczesz pragnę być przy tobie i wspierać cię, ocierać łzy. Tylko ty tak na mnie działaś. Każda dziewczyna w szkole na mnie leci, ale ja pragnę ciebie. Co prawda miałem już kilka dziewczyn ale zrywały ze mną po dwóch tygodniach, ponieważ nie angażowałem się w związek. To jak się zachowujemy przez ostatnie dni jest pewnie dla ciebie tylko przyjacielską grą, wygłupami. Dla mnie zaś jest to najcudowniejszą chwilą, którą spędzam z ukochaną osobą. - Głowę miał spuszczoną po miedzy nogami , którą podtrzymywał rękoma a oczy zamknięte. - Ja naprawdę jestem idiotą że mówię ci te rzeczy.
Wstałam z kanapy i kucnęłam przed nim. Zetknęłam nasze czoła i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Dopiero zdałam sobie sprawę że jego usta są delikatne i idealnie pełne. Gdy ponownie nasze usta się rozłączyły zamknęłam oczy próbując jeszcze rozkoszować się ich smakiem. Po chwili je otworzyłam i zobaczyłam zszokowane i niedowierzające miodowe oczy.
- Natanie jesteś szczerym i fajnym facetem. Znamy się od niedawna choć mam wrażenie że kiedyś razem bawiliśmy się w piaskownicy, ale przez te kilka miesięcy od kąt tu jestem to właśnie ty wypełniłeś pustkę w moim sercu po rodzicach i wielu innych osobach. Stałeś się jego panem i chcę ci tylko powiedzieć trzy słowa: kocham cię Nataniel. - Odwróciłam się od niego nawet nie wiedząc czemu to zrobiłam, no właśnie po co? - Poza tym twoje wypowiedzi są ni składu ni ładu.
-Aż tak kiepski w tym jestem, o mówieniu o uczuciach? - Wiedziałam że mi się przygląda, bo czułam jego spojrzenie na sobie.
- Żebyś wiedział jak kiepski, ale za to lepiej idzie ci okazywanie uczuć. Twoje pocałunki są delikatne i słodkie, i muszę ci się przyznać że jeszcze żaden chłopak mnie tak nie całował. To było chyba najlepszy pocałunek w moim życiu jakim zostałam obdarzona. - Odwróciłam się do niego uśmiechając, a on ten uśmiech odwzajemnił.
- Miło mi to słyszeć , królewno. - Wziął mnie za rękę i pociągną ku sobie że po chwili siedziałam obok niego a on mnie całował.
Z początku były on delikatne a potem coraz bardziej namiętne. Miałam wrażenie że nic poza nami nie istnieje. Wiedziałam że w każdym z nas narastał ogień, w naszych sercach. Po pewnym czasie oderwałam się od niego choć nie chętnie. Byłam zmęczona i nawet nie wiem czemu. Przytuliłam się do niego wdychając zapach jego wody kolońskiej. Jedynie co z tego wynikło to że zachciało mi się bardziej spać. Zamknęłam oczy i nie miałam już siły ich otworzyć.
- Słodkich snów królewno. Kocham cię. - Wyszeptał mi do ucha po czym poczułam jak bierze mnie na ręce, pewnie chcąc zanieś mnie do mojego własnego pokoju.
- Jeszcze nie śpię. - Powiedziałam głosem którego nie rozpoznałam. Był tak ochrypnięty jak bym nic od tygodni nie piłam. A oczu już nie otworzyłam, bo były tak ciężkie jak z ołowiu.
- Wiem, ale tak na wszelki wypadek zaniosę cię to twojego własnego łóżka. - Pocałował mnie w czubek głowy. - A tak a propos brałaś lekarstwa które kupiłem, bo wydaję mi się że masz znowuż gorączkę.
- Nie. - Wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
- O matko Su masz wyzdrowieć a nie być przez całe święta chora. - Kład mnie właśnie najdelikatniej chyba ja umiał na łóżku. A po chwili ugięło się pod dodatkowym ciężarem drugiej osoby. Wiedziałam że leży koło mnie i wpatruje się we mnie.
- Ale jest z tego jeden pozytyw. - Powiedziałam.
- Jaki? - Spytał szeptem.
- Taki że będziesz przy mnie.
- O to nie musisz się już martwić, nie zamierzam cię opuszczać do póki nie wyzdrowiejesz a nawet i dłużej. Ochronię cię przed wszystkim a zwłaszcza przed Louisem, wiem że to on cię wtedy uderzył, ale już nigdy tego nie zrobi, obiecuję. - Szeptał tak cicho że prawie nie słyszalnie. Czułam jak bierze mnie za rękę i splata nasze palce.
- Za to właśnie cię kocham i mam prośbę. Nie zmieniaj się proszę. - Wtuliłam się w niego i miałam nadzieje że to nie jest piękny sen który kiedyś się skończy.
- Dobrze, ale ty też nie masz prawa się zmienić. - Już nie opowiedziałam, nie miałam siły, ale wiedział że ma to zagwarantowane jak w banku. Głaskał mnie po głowie co bardzo szybko usypiało mnie do snu, ale ostatnie słowa jakie usłyszałam wypowiedziane z jego ust to „ kocham cię ”. Miałam go przy sobie i niczego więcej nie potrzebowałam, byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi.
Kocham <3 <3 No nareszcie, jednak się doczekałam. Rozdział trochę zbyt banalny ale i tak piękny :3
OdpowiedzUsuńDzięki ;*
UsuńKiedy będzie następny rozdział? Bo nie potrafię się doczekać po prostu zakochałam się w tej historii.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że gdzieś tak pod koniec miesiąca, albo i szybciej XD
OdpowiedzUsuńCzytałam już wiele dokładnie 54 blogi o różnych rzeczach i ciągle czytam kolejne ale ten... w nim ie zakochałam! Gracja
OdpowiedzUsuń